Dawno w te progi nie zaglądałam. Pajęczyny, kurze. Fu, trzeba na nowo ruszyć.
Dużo się u mnie pozmieniało. Charakter, poglądy. I humor całkiem inny. Jestem na etapie zamulania, smucenia się. Często myślę, że życie jest bez sensu. No dobra, dosyć często. Zawsze tak twierdze, gdy czuje miękki grunt pod nogami. Bo rodzice robią mi awanturę o byle co, bo sąsiadka przeżywa menopauzę i krzyczy na mojego psa bo za głośno szczeka. No albo z mym lubym się pokłócę o jakąś pierdołę. A tak się dzieje, bo mój zapał się wypala i tylko dym uszami ucieka. Wiem, marudzę jak moherowy beret na nowoczesności przy konfesjonale. No ale muszę, proszę mi wybaczyć. Dziś znów złapałam zająca i przy okazji wpadłam w dołek. Ale to tylko małe rany, więc szybko się podniosłam. A wiecie? Lubię zanurzać się w tych dołach. Wtedy widzę wszystko. Pisząc wszystko, mam na myśli swoje postępowanie. Dziś na przykład obraziłam się o byle co, bo miałam taki kaprys. A czy przeprosiłam? Nie... Bo nie umiem tego powiedzieć, tak jakby język mój dopiero zaczynał się w d*pie i nie miał siły wyjść na światło dzienne. A nie powinien być tak daleko... Bo takich słów jak "przepraszam", "dziękuję", "proszę", "kocham" ludzkość potrzebuje najbardziej, by rozruszać ich uczucia. Ehh, jak ja bym chciała cały świat naprawić i nauczyć żyć. Ale to już nie moja sprawa. Zresztą nie przeżyłam kilkudziesięciu lat by wiedzieć co to prawdziwe życie. A poza tym każdy z nas ma jakiś cel tutaj. No i ja swój postaram się wypełnić.
Myślę, że wyszło mi masło maślane, które nada się na stos chlebowego pieczywa. Pozdrawiam ciepło i dobranoc.