Menu
Gildia Pióra na Patronite

22.02.2017r.

fyrfle

fyrfle

Cudze chwalicie swojego nie znacie, a więc gdyby nie odwiedziła mnie rodzina z innego końca Polski, to nie wiem czy poszedłbym do Muzeum Browaru Żywieckiego. A tak w ramach uatrakcyjnienia im pobytu też poszedłem i jestem zachwycony tym co w nim zobaczyłem i co przeżyłem. Przede wszystkim oczarowały mnie znakomite prezentacje multimedialne i bardzo podziwiałem możliwości jakie daje współczesna technika, która sprawiła, że przemówił do nas oryginalny barman z czasów początku browaru, a więc gdzieś siódmej dekady dziewiętnastego stulecia. Ekspozycje z figurami ludzi w pracy, które to figury są jak żywe, to po prostu zapierają dech w piersiach. Komputerowo zmontowany film przedstawiający żywiecką ulicę w czasach belle epok, to arcydzieło, że okrzyki podziwu same wyrywają się z gardeł zwiedzających. Czterdziestominutowa wędrówka wechikułem czasu po stu sześćdziesięciu latach wielkiej i bogatej tradycji i historii browaru, to naprawdę przyjemnie i mądrze spędzony czas, a resztę to już zwyczajnie szanujący się miłośnik piwa doczyta. Drugie czterdzieści minut spędziliśmy na arcy smacznej degustacji żywieckiego piwa jasnego, a resztę gatunków oczywiście każdy mógł sobie dokupić. Usiedliśmy wygodnie i radośnie dzieliliśmy się spostrzeżeniami, których było wiele i które tak pięknie snuły się z naszych ust napędzanych złocistym paliwem ze źródeł Leśnianki warzonym w tej krainie cudnej naszej - Arcyksiążęcym Browarze Żywieckim u stóp prastarego Grojca.

Wcześniej o jeden dzień był piątkowy wieczór, który też uatrakcyjniliśmy sobie i gościom seansem w kinie, delektując się polskim dreszczowcem "Konwój" z bardzo wyrazistym rolami Roberta Więckiewicza i Janusza Gajosa, a partnerujący im w tym obrazie aktorzy byli równie dobrzy. Temat zemsty zawsze frapuje autorów sztuk oraz scenarzystów. No i mówi ten film o tym, że są miejsca i środowiska, w których nagromadzone jest tyle zła, że wcześniej czy później tryumfuje ono w ludziach należących do tych miejsc przez pracę. Takimi są i z tym się w pełni zgadzam - służby mundurowe, zakłady karne, komendy policji, komendy straży, a w mikro skali samochody więźniarki, radiowozy i wozy strażackie. W funkcjonariuszach musi zatryumfować zło i wiem to tryumfuje. Na początku są jak niebiescy aniołowie, ale zbiegiem dni skrzydła im czernieją i dusze też, stają się aniołami ciemności.
W sobotę jeszcze po południu ruszyliśmy w dzikie ostępy tutejszej doliny, aby podziwiać przyrodę skutą szarością aury zimowej i trochę zobaczyliśmy fragmentów gór, który raczej w większości szczelnie spowijały odcienie szarej mgły, z których dominował ten ciemny, prawie przechodzący w czerń. Krajobraz był totalnie czarno - biały. Nadzieja jednak czaiła się w coraz bardziej rozwiniętych baziach, które nachalnie przypominały - Cierpliwości, wiosna nadejdzie wkrótce! Nurt potoku tego dnia był orzechowy, a to znaczyło, że intensywnie zasilają go wody z pól - wody roztopów. Temperatura cały czas jest dodatnia, a więc śniegi topnieją, coraz raźniejsze są ptaki, które coraz głośniej śpiewają instynktownie wyczuwając cieplejsze dni i czas rozkwitu życia.
W niedzielę wyruszyliśmy przed południem, a po śniadaniu i kawie na górę Matyskę, aby zaznać widoków gór, doliny naszej cudnej, jeziora i znowu nacieszyć się byciem ze sobą przez wspólne uczestniczenie w dziele Wielkiego Wybuchu. Miło było pokazać gościom rodzinny dom jednego z najbardziej znanych i najbardziej wyrazistych biskupów i wielkiego przyjaciela oraz najbliższego współpracownika Papieża Jana Pawła Drugiego i miło też było pokazać inny rodzinny dom, z którego wywodzi się obecnie jedna z najbardziej znanych polskich piosenkarek, której geniusz wokalny zatryumfował w Polsce, gdy była jeszcze osobą nieletnią. Miło było pokazać bliskim kościół, którego ściany pokryte są dziesiątkami arcydzieł malowideł ze scenami z dziejów chrześcijaństwa, w których to na pewno autorzy ukryli smaczki, w których zostawili swój faktyczny światopogląd, bo drogowskazem może być to, że tłem dla tych obrazów są wszechobecne tęcze. Miło było przejść się na szczyt ostatnim odcinkiem szlaku, który zdobi arcydzieło rzeźbiarstwa - stacje drogi krzyżowej, które są naprawdę artyzmem, a zarazem są bardzo sugestywne i działają na wyobraźnie, jak zmuszają do refleksji nad swoim życiem, nad chrześcijaństwem, nad kościołem katolickim, nad wszechobecnym złem we wszelkich jego postaciach i przejawami dobra i wrażliwości, które spychają człowieka na margines ludzkości z piętnem naiwniaka, głupka, wroga uznawanego za jedynie słuszny ustrój kapitalizmu, a przecież to to prawda powstała milionkrotnie powtarzanego kłamstwa, wpojona ludziom przemocą, podstępem i fałszem. Wreszcie bardzo radośnie podziwialiśmy panoramy gór, doliny i jezioro ze szczytu. Wszystko było swoistym pięknem czasu jakim jest zima.
Pomiędzy wędrówkami życie odbywało się w domu przy smacznych daniach Ani, a pragnienie zaspokajaliśmy dobrem soku wyciśniętego z marchwi, jabłek, pietruszek, selera i pomarańczy. My Polacy jesteśmy jak te owoce drzew z jednego sadu, których smaki nie dają się połączyć w jeden, a więc pośród rozmów należy za wszelką cenę unikać polityki i religii, wtedy będzie panowała harmonia. Nie jesteśmy już jednym plemieniem, bo nie możemy być - weźmy choćby mnie, ja jestem za powrotem do państwa socjalistycznego i jak największej nacjonalizacji zakładów przemysłowych i banków. Uważam, że skoro każe się ludziom rozmnażać, to muszą oni mieć zagwarantowany byt, a pracować powinien ten kto chce. Z tym, że należy tak kształtować człowieka w domu i w szkole, że nie powinien siebie wyobrażać nawet w snach jako nieroba, lenia i klienta MOPSU. Jednak gdy mu się nie powiedzie , to musi dostać swoiste 500 plus dla dorosłego. Takimi winni być Polacy i Polska. A w domowych pieleszach rozmawiajmy lepiej o literaturze, kinie, teatrze, osiągnięciach naszych pociech, czy naszych osiągnięciach w pracy, zabawnych życiowych sytuacjach. Pograjmy w karty i pobawmy się dartem. Trzeba umieć wyczuwać nastroje bliskich i nie poruszać tematów kontrowersyjnych dla wszystkich, albowiem są one zawsze niezgodą, a rodzinne spotkania powinny być zabawą i radością. Rodzinę i przyjaciół trzeba poddawać ostrej selekcji i niektórym nie wolno dać się zbliżyć, dla bezpieczeństwa miru domowego i całości naszej rodziny. Miłość wszystkich charakterów i patologii nie przezwycięży.
Teraz idę na śniadanie - kasza manna na mleku z dodatkiem żurawiny i słoneczniku dzisiaj. Całość bardzo gorąca, powodująca rozgrzanie organizmu i chęć pisania kula w płot strusiowej filozofii odbierania rzeczywistości, zwłaszcza na portaliku moim pierworodnym, który jest czymś w rodzaju Centrum Terapii Nerwic w..., gdzie administracja tych naprawdę potrzebujących wyrzuca za to, że są chorzy. Co chwila wyskakuje jakiś Filip Z Konopi i twierdzi że jest alfą i omega poezji, a zaraz za nim na miotle nawiedzenia leci jakaś frustratka, która zna jedyną prawdę na aforyzm, po czym okazuje się, że obrażają się na nie całe trzy dni, dla których to muszą jednak napisać list pożegnalny, demaskując swoich faworytów i faworyty. Potem wracają, bo...zresztą nałóg nigdy tak naprawdę nie wypuszcza ofiar.
Tymczasem życie płynie wartko, interesująco, kochająco. Pytanie czy jak rzeka dopłynie do innego jeziora, morza czy oceanu, czy raczej powoli wytraca swój bieg spalając się w coraz mocniejszych promieniach pustynnego słońca i to co jest treścią życia: myśli, słowa, czyny przechodzi naturalną koleją rzeczy w nicość.
Jestem człowiekiem uprzywilejowanym przez Boga, wysłuchał moich modlitw i wyrwał mnie z dybów sakramentu w cnotę Miłości. Wyznawcy kota nie rozumieją Boga i zazdroszczą mi, więc stale chamsko dokonują prób nazwania miłości belką w oku, ale ich myśli z paździerza uknute, więc same w siebie plują swoistą nowomodą - kocizmem.
No to sę jeszczem powrócę do popiatku,kiedy to w niedzielę w naszych podniebieniach zatryumfował rosół z kaczora. Porządny to był kaczor, po odrąbaniu mu głowy i wypatroszeni wnętrzności, to jeszcze ważył trzy i pół kilograma! Rozczłonkowany został na siedem porcji rosołowych, a więc siedem dawek przesmaku, zdrowia i rozgrzewki dla ciała aż do potów siódmych. Taki rosół z kaczora jest arcydziełem kulinarnym i tak też zgodnie został przez wszystkich uhonorowany. Niedziela to rosół inaczej święto staje się kotem na płycie paździerzowej.
W poniedziałek zaś zabrałem się do przecinki krzewów wokół domu i nawycinałem się całe mnóstwo gałęzi, prześwietlając krzewy i zmuszając je do wydobycia z siebie jeszcze intensywniejszego piękna wiosną latem i jesienią. Podniosłem przy okazji kawałek tekturowej płyty, a pod nią była wzorzyście zryta ziemia i w jednym z wgłębień śmiertelnie kuliła się mysz, ale na szczęście koty są na portalach literackich o tej porze, więc spokojnie podreptała pod tamtegoroczną kupkę gałęzi z przycinki jesiennej. Krzewy przecięte, a teraz trzeba będzie je porąbać i spalić jako rozpałkę w piecu, oczywiście po uprzednim dokładnym wyschnięciu materiału.
Teraz leje, teraz wieje, jak przepięknie śpiewała słowiczym głosem genialna Antonina Krzysztoń, ale nic nie przeszkadza mi, aby być w pełni szczęśliwym. Dlatego czekając na kochaną i kochającą mnie kobietę oddam się lekturze czasopism oraz Szymborskiej, a tłem dzisiaj będzie ...Ramstein.

297 746 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!