Menu
Gildia Pióra na Patronite

Kameleoński nurt artystyczny

zakochaneniebo

zakochaneniebo

Codziennie zmieniam parę butów, by nie przesiąknąć złością tych tutaj, wśród mnie.

Piątek, dzień święty uczących się.
Ferie, jak przyjemnie jest odpocząć od codziennych obowiązków. Ale.. Już mi tęskno do stosu książek i tego zapachu rozpisywanego tuszu w zeszycie od języka polskiego. Ach, wróćcie do mnie moje szkolne dni!
Wstałam, zrobiłam poranną toaletę i ruszyłam z rodzicami pod moje dawne gimnazjum. Stamtąd ruszyłam dalej, autobusem. Przemierzałam ośnieżone wsie, pola, drogi. Aż dotarłam, do miejsca spokoju i ciszy.
Przyjechałam do miejscowości, w której znajduje się dworek z końca XVIII wieku, bądź początków XIX. Był to budynek z duszami. O nie, nie było tu więzienia. Była tu pracownia malarzy, polskich artystów, których i tak nikt z nas nie zna. A ich dzieła są bardzo wartościowe.
Znałam to miejsce już od podstawówki. Właśnie tutaj odżyłam, znajdując swój talent malarski.
Pan prowadzący te zajęcia dziś oznajmił, że malujemy, rysujemy, szkicujemy cokolwiek chcemy. Ach ta jego precyzyjność, wręcz zabijała kobiecy instynkt.
Ruszyłam, wzięłam pastele, usiadłam. Zaczęłam tworzyć coś, co tkwiło mi w głowie.
Strych. Niby mało znaczące pomieszczenie w budynku, ale jakże symboliczne. Na nim jest wszystko, w powietrzu czuć zapach dzieciństwa, zdechłych much i ciepła, płynącego z okna.To moje ulubione miejsce w każdym domu, w każdym.
Mężczyzna stwierdził, że ruszyłam bardzo ambitnie, próbując przedstawić piękno przestrzeni na tak małym papierze. Od razu zauważył we mnie przyszłą panią inżynier(te ich fachowe oko!). Stał nade mną i patrzył jak pewnie kreślę pojedyncze smugi ciemnych, tajemniczych barw, wcierając w nie dziecięce śmiechy ubrane żółcią i czerwienią.
Patrzyłam w głąb wyobraźni, nie spoglądałam na kartkę. Wiedziałam, że to moje i ma być po mojemu.
Po godzinie brudnej i zimnej, skończyłam. Wszyscy od razu rzucili się do mnie by podziwiać to, co ja nazywam nędznymi dechami z wbudowanym lustrem(a chodziło mi o okno). To po prostu byłam ja, moje uczucia widoczne na twarzy.
Godzina, może to mało, ale dla mnie wieczność. To czas, kiedy mogę pokazać siebie od wewnątrz, mój stan duchowy.
Jestem zadowolona, że poznałam to miejsce. kojarzy mi się ze szczęściem i spokojem. Pozwala mi się wyzwolić.
Pokazać swoje ja, które jest maleńką częścią tego ogromu zwanego światem.

Dziś byłam strychem, tym pełnym życia, wspomnień. Byłam wspomnieniem. Żółtym liściem na porywistym wietrze... Ale za to pełnym szczęścia i.. miłości(?).

Dobranoc.

38 195 wyświetleń
454 teksty
25 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!