Menu
Gildia Pióra na Patronite

Mężczyźni mojego życia.

zagubionawtymwszystkim

zagubionawtymwszystkim

Chciałabym bardzo podziękować każdemu mężczyźnie, który w moim życiu się pojawia i pojawi. Każdy coś wnosi w moje życie każdego dnia, mimo iż z wieloma z was nie miałam kontaktu od lat. Mężczyźni mojego życia to opowiadanie niczym kawałek tortu urodzinowego, czasami słodcy i aż chce się ich więcej, czasami sztuczni i ma się ich ochotę wypluć, czasami przesadni ,,udekorowani''.

W moim życiu może było ich za dużo, za mało, a może w sam raz. Pewnie każdy z was po przeczytaniu będzie miał swoje własne określenie.

Wypadałoby zacząć skąd pomysł na takie opowiadanie. Nie chcę tutaj się chwalić co to ja przeżyłam, czego chciałam, a z kim było mi najlepiej w łóżku, ale chciałabym tylko pokazać, że każdy typ mężczyzny coś wnosi w życie i tak naprawdę bez nich było by ciężko.
Swoje opowiadanie chciałabym zacząć od swojego taty (imiona Panów pozmieniam, szanuję ich prywatność i życie osobiste). To człowiek ,,do rany przyłóż''. Z nim zawsze można się dogadać, za rok będzie miał 60 - tkę, a swoim charakterem, dobrocią i poczuciem humoru dorówna niejednemu dwudziestolatkowi. Skacze na główkę, ubiera się na luzie, słucha muzyki, czyta i ciągle się uczy. Sam nauczył się angielskiego, po nocach czytając słówka, które oświetlała mu latarka. Sam nauczył się norweskiego, który muszę przyznać jak dla mnie podobny jest do niemieckiego tylko z takim jakby ,,kartoflem'' w buzi. Wnosi w moje życie wiele pozytywnej energii, ciepła i radości. To jedyny człowiek, którego tak naprawdę nie chciałabym zranić i zawieść. Chciałam żeby był ze mnie dumny i zaliczałam wszystkie egzaminy w terminach, obroniłam się jako jedna z pierwszych z roku, prawo jazdy zdałam za pierwszym razem. Nie jest wymagający, nigdy nie chciał żebym miała same piątki i szóstki w szkole. Mimo iż nigdy tego głośno nie powiedział wiem, że najbardziej chciałbym żebym była szczęśliwa. Tata jest dla mnie wzorem do naśladowania, to autorytet, którego każdemu życzę, aby spotkał. Swoje życie poświęca na pracę, na czytanie prasy katolickiej, na spędzanie czasu z nami (mamą, mną i siostrą, chociaż prawidłowa kolejność powinna być: mamą, siostrą i mną, bo ja jestem najmłodsza, najmniej wiem, potrafię i jakoś mało kto liczy się z moim zdaniem, które i tak niezawsze mam prawo wygłosić - mimo iz mam męża, 24 lata i jestm od dwóch lat samodzielna, ale to szczegół, może kiedy indziej o tym opowiem). Wiele poświęcił, bym mogła być tym miejscu, w którym teraz jestem. Czy tata jest dla mnie ,,wzorem mężczyzny''. Nie, tata to tata i nigdy nie patrzyłam na niego przez pryzmat fizyczności i przyciągania. I to chyba zdrowe podejście? Oczywiście, z opowiadań wiem, że będąc małą dziewczynką mówiłam, że wyjdę za tatę - w psychologii to się nazywa syndromem Elektry.
Mojemu tacie nie jest ciężko sprawić radość, jako prezent urodzinowy ucieszą go nowe skarpetki czy książka. Od ponad 13 lat pracuje za granicą, widzę go parę razy w roku i już zawsze będę za nim tęskniła.

Spoza rodziny pierwszym mężczyzną, a właściwie chłopcem... Nie, chłoptasiem. Tak to dobre i właściwe określenie. Więc tym pierwszym chłoptasiem był Paweł. Byłam w szóstej klasie, wiem prędko zaczęłam. Mieszkał na osiedlu niedaleko mnie i gdy dowiedziałam się, że mu się podobam zaczęłam spędzać z nim czas. Był raczej typem buntownika i ,,niegrzecznego chłopca'', który zawsze chodzi własnymi ścieżkami. Właściwie w moje życie wniósł tylko kilka nowych pojęć - impreza, alkohol, fajki, kiedy może spisać Cię policja, kiedy wiać. To niewiele, a może za wiele jak na mój wiek.
Po 2 latach, gdy byłam w gimnazjum pojawił się Miłosz, który był i w sumie nadal jest, przystojnym i bardzo sentymentalnym człowiekiem. To on pokazał mi pierwszy pocałunek, parki w naszym mieście i czym jest kłamstwo. Niestety, jego piękne oczy mogły kłamać i zraniły mnie bardzo. Z dnia na dzień przestał się odzywać. Później mijałam go w liceum, ale jedyne co czułam to wstręt i nienawiść.
Pare miesięcy po rozpoczęciu 3 klasy gimnazjalnej pojawił się Michał... Ten facet będzie w moim życiu już zawsze obecny, i choćbym waliła głową w ścianę, rozkochała w sobie samego Di Capri, czy nawet wyrwała swoje serce to zawsze w nim będzie bijąca czątka niego. To moja pierwsza najwżniejsza i najpoważniejsza miłość, to pierwszy chłopak, którego poznali rodzice, a ja poznałam jego. Jego przesympatyczny tata nazywał mnie synową, a dziadek ostrzegał, że jak zranię ,,wnusia'' to będę miała z nim doczynienia. Jego mama trzymała mnie zawsze na dystans i miałam wrażenie, że nie przepada za mną. W jego mieszkaniu czułam się bardzo dobrze, miał niewielki pokój na parterze, w kótrym uwielbiałam być. Jeździliśmy razem nad Miedwie, siedzieliśmy nocami na ławkach w parku i snuliśmy plany jaką stworzymy szczęśliwą rodzinę. To z nim przeżyłam pierwsze mocne, piękne i szczere doznanie, na działce jego dziadka (tego co mi groził). Przy nim nic się dla mnie nie liczyło, czułam się bezpieczna, kochana, aż pewnego dnia, po 9 miesiącach coś mi stuknęło do łba i zerwałam z nim... Walczył o mnie długo, tak pięknie walczył, przychodził do mnie do domu, a ja go odtrąciłam. Zawsze będę miała do siebie o to żal. Parę miesięcy później odpuścił sobie i zaczął spotykać się z moją koleżanką, a zarazem sąsiadką. Serce mi pękało, gdy widziałam ich razem. Pewnego razu zaprosił mnie na trening, kiedy skończylismy poszłam w swoją stronę, a on pobiegł za mną, chciał żebym była z nim tego wieczoru, ale krzyknęłam że nie ma miejsca dla mnie w jego życiu, i lepiej żeby wracał do swojej dziewczyny. Minął jakiś czas i stuknęła mi 18-stka, na której był Michał, Radek i Magda, moja serdeczna, niestety była już przyjaciółka. Radek i Magda mieli się ku sobie, co okazywali na każdym kroku, więc ja i Michał mielismy więcej czasu na rozmowę, bycie przy sobie i poczułam się jak wtedy, gdy miałam 16 lat i poznałam go na GG. Urodziny zakończyły się u niego w domu, ale nie bylismy razem. Po jakimś czasie spotkaliśmy się na domówce u koleżanki. Spotykał się już, nie uwierzycie, z moją kolejną koleżanką. Ale nie wiedziałam o tym, i poprosiłam by odwióżl mnie do domu. Najpierw jednak tak sam z siebie pojechał na nasze miejsce - wodospadzik w centrum miasta. Tam ostatni raz miałam go dla siebie, przytulił mnie i pocałował.
Dziś mija 6 lat od tego dnia, a moje uczucia się nie zmieniły. Z 2 lata temu wymieniliśmy się sms-ami, on już zaręczony, ja zaręczona, ale napisał w nich, że zawsze będę dla niego ważna, i zasze będzie miał mnie w swoim sercu, mimo iż w jego życiu nie ma dla mnie miejsca. Nie wiem jak jest dzisiaj, nie wiem czy nadal coś czuje, możliwe, że mu to minęło, ale życzę mu jak najlepiej, bo wiem, że na to zasługuje, a jego kobieta będzie najszczęśliwsza na świecie. Może czytasz to, może wiesz, że to o Tobie, ale może też już nigdy się nie dowiesz jak wiele dla mnie nadal znaczysz.
Oczywiście dzisiaj większą część serca zajmuje mój mąż, którego nie potrafię rozgryźć i jest dla mnie wielką zagadką. Też były chwile, kiedy o mnie walczył, kiedy z bukietem kwiatów przyszedł pod mój dom, zastał mnie wtedy odśnieżającą chodnik koło domu i powiedział, że nie wypuści mnie z rąk. Były też chwile piękne, kiedy sam z siebie mówił o ślubie, dziecku lub gdy zamiast do Poznania pojechaliśmy do Szczecina i tam spędzilisśmy romantyczny wieczór. To człowiek, którego nie jestem pewna. Wiem, brzmi strasznie, ale tak. Nie jestem pewna, że mnie nie zdradzi, że mnie nie oszuka, że zawsze będzie tylko ze mną. Moje obawy może w 10 % powielają się z jego czynami. To człowiek, który często robi mi wyrzuty, że nie wyraźnie mówię, że się czepiam. Poznaję go każdego dnia. Kiedyś usłyszałam od niego, przytulając mnie, że trzyma w swoich ramionach cały swój świat. Czy dzisiaj też tak jest?

14 509 wyświetleń
179 tekstów
6 obserwujących
  • 20 June 2015, 22:43

    Zawsze mówię młodszym- koleżankom i kolegom, że nie wolno pozwolić odejść tej najważniejszej miłości, że w trudnych chwilach jest łatwo sobie przypomnieć czemu jest się z tym człowiekiem. Że trzeba mieć pewność, że to ten/ta i tej pewności musi starczyć na całe życie.
    Inaczej zawsze rozmyślasz o tym który był, może to nawet jakaś forma nielojalności wobec tego, co dziś???

  • zagubionawtymwszystkim

    13 September 2014, 23:59

    Nie poczułam się urażona ;)

    Myślę, że wielu jest ludzi i wiele w nas takich uczuć. Często tkwimy w jednym związku od lat, pod skóra nosząc miłość, większą, prawdziwszą do kogo innego.

  • taktojax

    13 September 2014, 22:51

    Nie chciałem urazić swoją wypowiedzią,tylko zadać nam wszystkim pytanie. Ile jest w nas miłości o której sami mówimy.
    Pozdrawiam serdecznie :)

  • zagubionawtymwszystkim

    13 September 2014, 20:59

    Oczywiście, dziękuję osobom, które przebrnęły przez ten tekst. Jest mi niezmiernie miło, że miło mi skomentowaliście i jeszcze bardziej miło, że to zrobili Panowie ;*

  • zagubionawtymwszystkim

    13 September 2014, 20:58

    Ktoś kiedyś napisał tutaj na cytatach, że można spotykać się co dzień, jeść razem posiłki i kochać się co noc, a tak na prawdę nie znać swojego śmiechu, łez i smutku. Nie chcę tak trwać. Nie chcę tylko ja się starać, pisać, walczyć o uwagę. Nie tędy droga.
    Pewnie nigdy nie będę już szczęśliwa, tak na 99%, może jest na świecie ktoś kto pokocha moje dąsy, moje humorki i głupie myśli.

    Może kiedyś usiądę z kimś na parapecie i pijąc razem kakao będziemy obserwować ludzi wracających z pracy. Ktoś, komu będzie zależało na mnie, na moim szczęściu. Ktoś kto mimo zmęczenia powie : Kocham Cię Aniu, tęskniłem,

  • taktojax

    11 September 2014, 14:46

    Obserwuję jakąś wylewność ostatnimi czasy . Najpierw wyzwolona , teraz Ty .
    Nasuwa mi się pewna refleksja i pytanie . Ile jest takich par , które świecą pięknem miłości ,ale tym pod skórą . Tą zewnętrzną zawsze można udawać,po cichu celebrować jednak tą minioną.
    pięknie to skwitował przed chwilą Xmen...