Chcę wierzyć, że świat nie jest tylko na pokaz. Że zapełniam pustkę pracą, piciem i odmawianiem sobie narkotyków, które zniszczyły by mnie prędzej, niż owa przestrzeń między moją wrażliwością, a suchym powietrzem i pustymi dłońmi. Pomiędzy światem w którym Ci na których powinno mi zależeć wbijają mi nuż i kamieniem chcą uczynić serce, które staram się oszczędzać. Kiedy wstaję, jest już nie rano, tylko wieczór przybija mnie do pościeli, a każda myśl którą chce wypowiedzieć ustami, zwala mnie z nóg, gdy życia ciężar każe nieść każde moje "mogę" na "po co".
- czemu nie ma tutaj funkcji tabulatora - nie mówię tego w gniewie, tylko w zaskoczeniu tym brakiem
Nie płaczę, jestem zbyt młody, by nie mieć na to siły, a umysł mój, wciąż ciągnie nad przepaścią neurony i jest pewny, że nie rozerwalny jest świat mój, a ta życia przypadłość mnożąca się jak kwiaty w ogrodzie mojej matki, upadnie jedynie za moją zgodą. Zawsze brzydziło mnie zrywanie kwiatów, a oni że tylko świniom i krowom należy się wege-tarianizm. A cały świat jest wege, cały przemysł jest wegetacją własnej ułomności... Dość już o tym.
Myślę - o to ciekawe -, że poza dbaniem o porządek we wdychaniu tlenu, nawodnienia i przejedzenia świat może opierać się tylko na dotykaniu wyrazów twarzy obcych i tych bliskich istot. Żyjąc jakby świat nie miał końca, jestem skazany na ciągły początek kolejnego dnia.
Chciałem kochać, ale tak naprawdę mocno, jakbym nie był tylko ja. Chciałem na balkonie wiedzieć, że powrót jest jeszcze przyjemniejszy, gdy czeka na mnie istnienie darzone czuciem. Ten śmiech dziewczęcy, który widziałem tyle razy w autobusie.
No to chyba został mi wiersz, bo nie umiem w pisanie
"jestem tylko białym wierszem, pełnym czarnych liter" - Anomalia
mój umysł w końcu stał się przeźroczysty szkło w które ongiś spoglądałem tłucze się, gdy kładę je pośród języków
gdybym był dawcą krwi, przestałbym być dawcą usypiałbym jedynie łzy i zlewał cały ten ludzki wysiłek
by mieć czym zalepić otchłań życia i kamieniami bym zasypał spośród rozbitych twierdz własnych marzeń
jak miło jest się nimi zadławić nie móc przełknąć drugiego człowieka wypluć swoje ja na chodnik
wypluć jak światło samochodów, rozbijające się w szybach naszych okien
rozbijałbym się tak na kawałki
miałem kiedyś taki sens nienazwany wychodziliśmy wtedy nie pytać o następny dzień
ile muszę napisać jeszcze słów by uwierzyć że jestem człowiekiem i ile jeszcze będę niósł tą jaźń swoją niezdobytą w zdobyty świat wciąż nie mój
Żałuję, że nie umiem powiedzieć o co chodzi, gdy brak mi nóg, by pójść z tym w świat.
Emocjonalnie działasz na intelekt. Nie wiem, czy celowo posługujesz się pewną myślą, ale fundamentalne pytania egzystencjalne obudowane są w uniwersalną dla nich emocje - niezwykle naturalnie. Jest coś w tym tekście, że chciałoby się o nim rozmawiać o wiele bardziej niż czuć, co świadczy tylko o tym, jak czytelnik boi się tej jego wrażliwej warstwy.