Menu
Gildia Pióra na Patronite

23.08.2017r.

fyrfle

fyrfle

Był sobie dość sporej wielkości kawałek trawnika z drzewami i krzewami na obrzeżach, to zaraz zacząłem go ryć, znaczy szpadlem zdzierać wierzchnią warstwę z trawą i potem skopałem go jesienią. Potem w olejnych miesiącach dodawałem kolejne fragmenty. Darnie wędrowały do kompostownika, a Ty wypełniałaś spulchnioną ziemię warzywami, kwiatami. Zaczęło rosnąć, pojawiła się pierwsza para liści, a potem kolejna. Rośliny wędrowały do góry, wreszcie dostawały pąków i nawet bocznych łodyg, niektóre płożyły się po żyznej tutejszej glebie i wreszcie naszym oczom ukazał się pierwszy kolor pierwszego kwiatu, a potem następne i ogród z dnia na dzień zaczął żyć. Zdaje się, że częściowo na stałe zamieszkało w nim światło słońca, a dżdżownice wybaczą mi ucięte głowy, rozpołowione węże pierścieniowatych ciał. Myślę, że się jednak nie obraziły, bo widzę je setkami wychodzące w czas letnich deszczów i w po rosie nocy wędrujące, kiedy z taką pasją ścigamy niechcianych mieszkańców ogrodu - ślimaki.

Trzecia dekada sierpnia. Zakwitnie za chwilę czwarty pompon na grubej i wysokiej łodydze dalii, a ten pierwszy już przymarszczony kurczy się w niby żyda starego brodę, z przed lat golibrody, poety, myśliciela ,psychologa i spowiednika. Jeszcze tydzień i będzie jakby kokonem , w którym zaklęty będzie czas lata: barwy, deszcze, wiatry, nasze spojrzenia, flesze smartfonowego aparatu, Zosi skakanie do tyłu przez skakankę na trampolinie już o siódmej rano, jej pluski w basenie z ogromnie szczęśliwym uśmiechem, niesamowitą mocą i pasją życia, którą chciała wypełnić każdą ze swoich chwil i zarazem naszych. Będą tam też spacery jeżów i nasze dzienne i nocne z nimi spotkania oraz te niesamowite gonitwy kotów i ich nocne wycie na przekór kur sąsiada snom. Ciri też żonglująca śmiercią kosów i mysz.

Rozkwitają ostatnie pietra dwumetrowej białej malwy i przeistaczają się w komory pełne nowego życia, które zawiera niesamowite piękno wszchświata i codzienności w kolejnych latach. Może ktoś je zechce, a my chętnie rozdamy.

Płoną pod nią ostatnie płomienie pachnące maciejki, która tak cudnym kadzidłem była dla naszych wieczorów, kiedy wpatrywaliśmy się w gwiezdny nieboskłon, pod którym przylatywały i odlatywały ludzkie marzenia o ciepłych błękitnych morzach, nad którym wieczne słońce roztacza swoje ciepłe spojrzenia.

Tam w głębi jeden ze słoneczników ma już ze trzy metry wysokości i czekamy z niecierpliwością jaki zestawem barw będzie jego grzywa, a może jednak tylko jednym - klasycznym złotem żółci. Hm, tak słoneczniki, bez nich ogród byłby niemożliwym, nie dopełnionym dłoń nie trzymająca drugiej dłoni. Przygasa już światło słońca, więc latarnik matki natury właśnie zapala lampy słoneczników i szczególną moc będą miały we wrześniu, kiedy ich lwie grzywy jakoś tak są szczególnie bliskie, szczególnie ogrzewają serca, szczególnie pobudzają do mądrej zadumy, czasem przekutej w strofy.

W warzywnik też dodaliśmy nastrojowe słoneczniki i chyba lżej jest ogórkom kończyć królowanie w ich sezonie. Liście już mają przeżarte brunatną rdzą czasu i często już poskręcane są w kikutną starość, pomarszczoną, straszliwie jakby zabrudzoną, przygiętą od zebranych cięgów słońca, wiatrów , deszczów. Coraz rzadziej rodzą owoce, a jak już to krzywe czy napompowane jak opuchlizna po ukąszeniu osy, może balon złudnych nadziei, które nie wybuchną już euforią ekstazy. Przy nich niespiesznie, po cichu dojrzewają w soczystą słodką czerwień wszelkiej barwy i owalu pomidory.

Bębenek jakby nie zauważył chłodniejszego dnia i całkiem spokojnie jak co dzień leży w swoim miejscu pod głogiem i drzemie , właściwie to sen, w którym nie reaguje na moje kroki. Chyba wie co robi, bo w końcu dzisiaj słońce znalazło wyrwę w tłumnie dziś przewalających się chmurach, zasłaniających nieba błękit, żółtą jasność słońca i odbierające ciału pewność ruchu, rozumowaniu lotność tworzenia kolejnych chwil mijającego dnia.

Żywotnik też już powoli nabiera różu w pąki, przeradzając się w rojowisko pszczół. Jego kwiaty są ulubioną przystanią tych artystów cukierników, tworzących najwspanialszą słodkość świata jaką jest miód.

Za osiem dni dni wrzesień, a powiadają, że to jesień. Nic to, bo ona ma też swoje piękne kolory i jeszcze chętniej przekształca poetów w wiersze, kobiety i mężczyzn we wspólne wieczory o smaku wina i blasku płomienia świec.

297 715 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • 23 August 2017, 16:35

    Za 10 dni osoba o której pisaliśmy Tobie ( 18 sierpień) wysiada z TLK UZNAM na końcowym odcinku relacji w/w pociągu. Przez blisko godzinę pałęta się po dworcu i jedzie dalej warszawskim ex. Osoba tobie bliska.Zastanów się o kogo chodzi? I kto to jest?