Był styczeń, początek roku 2000. Po udanym sylwestrze cieszyłam się, że w Nowy Rok wejdę w tak dobrym nastroju. Posprzątałam po obiedzie i włączyłam telewizor.Chciałam obejrzeć teleekspres. Spośród wielu wiadomości, ta jedna zapadnie mi głęboko w pamięć. - Wrocław, osiedle...,ul....,doszło do awarii kuchenki gazowej w wyniku której śmierć poniosła młoda kobieta... W telewizji pokazali łazienkę.Łazienka wydała mi się dziwnie znajoma... W tym momencie zdrętwiałam, to tak, jakby czas zatrzymał się w miejscu! Coś ścisnęło mnie w gardle.Nie!- pomyślałam.To niemożliwe.Po krótkiej chwili zadzwonił telefon, to mąż Ewy, potwierdził tę straszną wiadomość!Nie wiedziałam, co mu powiedzieć, bo łzy napłynęły mi do oczu i nie mogłam wydobyć głosu. Poczułam ogromną pustkę i bezradność.W takiej chwili nie docierało do mnie, czy to do końca prawda? Dopiero pogrzeb pozbawił mnie wszelkich wątpliwości.Widok rodziców, męża, rodzeństwa i co najgorsze - trojga małych dzieci, które trzymałam za rączkę... Ewy już nie było. Nie było już blondynki o pięknych, zielonych oczach, szczerym uśmiechu, życzliwej, kochanej... Ewa zawsze powtarzała, że nasza przyjażń musi przetrwać do póżnej starości.Będziemy na starość siedzieć na ławce i wspominać dobre lata... Jeżeli dożyję tych lat, usiądę sama na ławce i przywołam wsomnienia. No chyba, że na ''tamtym świecie'' siedzisz i czekasz na mnie?- taka piękna, młoda i radosna. Taka, jaką Cię zapamiętam...
Cóż napisać? Ja...zabezpieczałem takie łazienki, pisałem oględziny, rozpytywałem sąsiadów, oceniałem czy nie było działania tak zwanych osób trzecich..., właśnie, przeważnie były to młode piękne kobiety...