Menu
Gildia Pióra na Patronite

29.04.2017r.

fyrfle

fyrfle

Budzimy się o szóstej rano otuleni śpiewem praskich słowików i kosów oraz nareszcie bardzo jasnymi promieniami słońca, które rozbudzają w nast silną radość i chęć do aktywnego życia. Sroki, które mają widocznie gniazda w najbliższej okolicy, nadal zbierają różne mniejsze i większe przedmioty do zinżynierowania ich trwałej konstrukcji. Tulimy się, tulimy się, a potem wtulamy się w tą praską wiosnę, która tak pięknie przygarnia nas w swoje kolorowe i dźwięczne objęcia. Ubrani schodzimy dziesięć minut przed siódmą na śniadanie, zabierając ze sobą nasze kubki z przywiezioną z polski kawą do zaparzenia. Jednak przecież oni tu wrzątek mają i można zalać nim kawę i wypić kawę jak Bóg przykazał ha ha ha. Poza tym jest tak zwany szwedzki stół. Ja wybieram ciemne bułki z dynią i hałkę, a do nich masło, parówki i jajka. Dzisiaj żadnej zieloności czy dżemów, miodów lub nutellów. Jem to co mi podpowiada organizm, a myślę, że wiedział, iż dzień będzie wymagał dużego wysiłku, więc potrzebował konkretów. Jemy powoli delektując się każdym kęsem. Ja oczywiście podsłuchuje i obserwuje wycieczkowiczów i czeską obsługę stołówki, ale nic szczególnego w nich nie dostrzegam, ani nie mówią nic wartego zanotowania w pamięci, więc powoli przechodzę do celebracji smakowania kawy, która smakuje jak kawa smakować powinna. Aha, oni przygotowali jakąś kawę, ale słyszę, że to jakoweś śury i z mlekiem w dodatku, a więc niektórzy wylewają ją do zlewu. Przed ósmą idziemy z powrotem do pokoju i pakujemy dwie półtoralitrowe butelki wody mineralnej do plecaka i jeszcze bułki z masłem, serem i wędliną. Tak można ruszać na kilkunastogodzinne zwiedzanie Hradczan, Małej Strany i jeszcze potem rejs statkiem po Wełtawie.

O w pół do dziewiątej autokar wyrusza na Hradczany. Pani pilotka ma coś zawsze do powiedzenia o każdej z mijanych dzielnic, o budynkach, o miejscach, o wzgórzach, o pomnikach, o wieżach wszelkich, o ludziach związanych z Pragą i poszczególnymi dzielnicami, ulicami i budynkami. Na przykład taka dzielnica Barandow, gdzie znajduje się jedno z najlepszych studiów filmowych na świecie. I tu znowu kłania się skrajna różnica między Czechami, a Polakami. Nasi decydenci zlikwidowali studio filmowe w Łodzi, a w Barandowie kręcą najlepsze teledyski najlepsi piosnkarze i zespoły, tutaj powstaje wiele hollywoodzkich superprodukcji jak Mision Imposible Toma Cruza.

Powoli dojeżdżamy do centrum Pragi i znowu przejeżdżamy jednym z mostów przez malowniczą Wełtawę, a statki w swojej gamie kolorów dopiero nadają tej rzece swoistej urokliwości. Nie chce kopać nas Polaków, ale tu znowu przed oczy ciśnie się wyschnięte koryto Wisły w Warszawie latem 2015 roku i brodzący w resztce wody łoś. Potem autokar wspina się krętymi ulicami coraz wyżej w kierunku wzgórza hradczańskiego. Mijamy piękne pałace, tonące w kwitnących lilakach ogrody, gdzie znowu dostrzegamy wiele towarzyszących nam srok. Zastanawiamy się skąd ich tyle w Pradze i stawiamy tezę, że może jako ptaki lubiące błyskotki i złoto, to czują się tutaj jak w raju, pośród tych złotych kopuł pałaców, złotych krzyży świątyń chrześcijańskich czy wreszcie pięknych majestatycznych złotych kielichów świątyni husyckich. A przecież w nocy są one podświetlone i wyglądają jeszcze bardziej zachęcająco niż w blasku słońca.

Wysiadamy na Strachowie i powoli idziemy do klasztoru - bodajże bernardynów, obok którego, czy w jednym z budynków którego znajduje się muzeum miniatur. Idąc do muzeum widzimy, że w kolejnym budynku klasztornym jest też browar i zaraz przy nim pijalnia piwa i restauracja. W Czechach jest setki takich małych browarów, w których waży się ten złocisty cudownie ożywczy napój. A w muzeum miniatur jesteśmy oczarowani eksponatami, ogląda się je lupą lub pod mikroskopami i są zachwycające oraz budzące szczery podziw dla artystów, którzy wykonali te mikroskopijne dzieła sztuki. Portret Puszkina na ziarnku ryżu na przykład zachwyca i wręcz oniemia. Choć nie wszystkich, bo słyszę komentarze, że po czterech tutejszych piwach niektórzy z panów daliby radę podołać sztuce miniatury, po ośmiu zaś ujrzałyby światło dzienne dzieła przewyższające nawet geniusz ich twórców, a po dwunastu wskrzesiliby mistrza Leonarda da Vinci.

Wychodzimy z muzeum zachwyceni i kierujemy się na taras z którego jest bardzo dobry widok na Wełtawę i jej mosty oraz na inne praskie wzgórza i ważne miejsca oraz budynki, budowle dla Pragi i jej historii. Rzeczywiście panorama jest przepiękna, a Praga spowita jeszcze częściowo w przerzedzającej się mgle emanuje tajemniczością swoich dziejów i jednocześnie ekspresją możliwości swojego dziś. Przy naszych nogach, tuż po drugiej stronie barierek posadzone są winorośle, co sprawia, że miejsce to jesienią będzie jeszcze bajeczniejsze.

Ze Strachowa powoli idziemy na Hradczany, uliczkami znowu pełnymi odrestaurowanych budynków i w czystości tych uliczek, która nie dziwi choć naprawdę rzuca się w oczy. Mijamy budynek przed którym stoi postument ze sporym krzyżem i rzeźbami świętych, a na fasadzie budynku duży napis "HOTEL". Pani pilot mówi nam, że to był kościół chrześcijański, który wobec braku chętnych do administrowania nim, został sprywatyzowany i zamieniony na hotel. Nas Polaków i katolików trochę razi ten widok i boli ta opowieść, ale uważam, że to znak czasu - czasu, który do Polski wielkimi krokami też się zbliża i jeśli księża nie porzucą bożka pieniądza i jeśli kościół katolicki w ogóle nie dokona rewolucyjnych zmian, czyli nie uczyni doktryny płynną, to wierni wcześniej czy później będą kościoły omijać z daleka i nadejdzie czas pierwszej dyskoteki, ot na przykład może w kościele świętej Anny w Krakowie. Szalone? Obrazoburcze? Nie! Myślę, że sprawiedliwa kara Boża. Ale nawet tutaj to w osiemdziesięciu procentach ateistyczne społeczeństwo aklamacją zbuntowało się, kiedy jakiś bandyta, bo innego słowa nie da się użyć, chciał po wykupieniu świątyni przemienić ją w dom publiczny. Musiał więc łotr ulec i powstał hotel. Idziemy kolejnymi złotymi praskimi uliczkami, obok których pełno skwerów i trawników, a na nich tablic i pomników upamiętniających rozliczne wydarzenia historyczne i wielu znanych ludzi, którzy przewinęli się i stworzyli potęgę historyczną i kulturalną tego miasta oraz naukową oczywiście. Tak sobie myślę, że jakby dobrze poszukał, to odnalazłbym tablice poświęconą pierwszemu pier dnię ciu Marii Curie Skłodowskiej w Pradze. Opisane mają wszystko i oznaczone, a kolejnym etapem ich praktyczności jest sprzedać to. W tym miejscu pozwolę sobie na małą retrospekcyjną dygresję, a więc powrócę do Namysłowa, który pan Kupniewski w swoich fotografiach ukazał nam jako miasto sypiących się elewacji i wszelkiego zaniedbania, a przecież jest w nim potęga historii, kultury i wielonarodowego społeczeństwa, że przytoczę zamek piastowski , na którym podpisano słynny pokój w Namysłowie pomiędzy właśnie Czechami, a Polakami, w którym byli Kazimierz Wielki i bodajże Wacław II, jest kamienica w której w drodze na Moskwę zatrzymał się Napoleon Bonaparte, są znakomici dzisiejsi twórcy wraz z rewelacyjną grupą poetów i prozaików skupionych pod egidą pana Kazimierza Jakubowskiego w KMT Wena i jest setki miejsc, budynków i ludzi, które i których trzeba pokazać światu... Ach żal żal żal.

Powoli zbliżamy się do Hradczan i mijamy budynki prezydenckie, na których powiewa flaga Republiki Czeskiej, a to znaczy, że prezydent Milosz Zeman jest na zamku. Złośliwi powiadają, że jak z rana prezydent Zeman jest na zamku lub w którymś z budynków swojego urzędu, to znaczy, że poprzedniego dnia wypił więcej niż dwie butelki Becherowki. Mijane budynki budzą naprawdę podziw dla swojego piękna. Są też charakterystyczne bogato rzeźbione latarnie miejskie gazowe, które nadal działają i przyciągają na siebie wzrok chyba każdego turysty. Wreszcie dochodzimy do zamku, wcześniej mijając pałac arcybiskupi i pomnik Masaryka o ile pamiętam - człowieka, którego Czesi uważają za wskrzesiciela współczesnej i nowoczesnej Republiki Czeskiej.

Przed zamkiem ustawiamy się w bardzo długiej kolejce do kontroli osobistej przed wejściem na hradczański zamek. Dzisiaj idzie to sprawnie i stoimy tylko dwadzieścia minut. Podchodzą do nas akwizytorzy, którzy oferują nam przewodniki, karki i mapy Pragi w języku polskim w komplecie za jedyne 30 złotych wszystko razem. Nie kupujemy oczywiście, ale warto poczytać o Czechach w różnych książkach napisanych choćby przez Mariusza Szczygła czy Leszka Mazana oraz trzeba szperać w internecie, a znajdzie się fajne perełki, bo to arcy ciekawy kraj i naród.

Przy czek poincie uwagę naszą zwraca cudnie na różowo kwitnąca ogromnie rozłożysta niczym esencja baroku czereśnia. Długo ładujemy oczy i ducha jej pięknem, jej żywotnością, jej wiosennością, jej kolorowością, jej... .Potem idziemy po prostu na kawę do przyhradczańskiej knajpeczki. Parzonej tutaj nie dają więc prosimy ogólnie o czarną, ale nie espresso, no to przynoszą nam dwa łyki lury zwanej Americano, za chyba 75 koron, ale chociaż chwilę posiedzieliśmy, powymienialiśmy spostrzeżenia i odpoczęły nam trochę nogi. A po pół godzinie idziemy do katedry świętego Wita, pod którą najpierw ustawiamy się w kolejnej długiej kolejce, żeby dostać się do tej świątyni.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!