Menu
Gildia Pióra na Patronite

10.05.2017r.

fyrfle

fyrfle

Budzimy się, a pokój wypełnia jasność słońca. Robi się więc w naszych duchach ciepło i uśmiech mimowolnie otwiera usta, a oczy tak bardzo chcą patrzeć na ten cudowny Boży świat, który przede wszystkim jest obok w drugim kochanym człowieku, ale też jest za oknami i zaprasza nas kolorowością chmur oraz muzyką i śpiewem ptasiej orkiestry pod najcudowniejszą batutą maestro chwili.

Ostatnio przyjrzałem się ogrodowi kwietnemu od strony wschodzącego słońca. Dzisiaj spojrzałem oczami słońca i dotknąłem jego ramionami - jasnością i ciepłem promieni do ściany domu, do okien zielonego pokoju i dalej powędrowałem po ścianach i kolorowości za szybami na wschód, do do tamtejszej części ogrodu, który jest puzzlem w układance, którą ja nazywam rajem naszego życia.

Pierwszą jest róża, której przytulne ramiona chwytają się białej cegły aż na wysokość pierwszego piętra, lecz czy w tym roku wypuści zieleń liści, a później pąki, które dadzą pierwociny pod ogromne bordowe kwiaty? Obawiamy się coraz bardziej, że pokonała ją sroga, ponad trzydziestostopniowa temperatura tegorocznej zimy. Na szczęście wypuszcza bordowego koloru zawiązki pędów z dolnej części rośliny, tam gdzie była przykryta grubą kilkudziesięciocentymetrową warstwą śnieżną. Tak czy inaczej będzie rosła i nie zrezygnuje ze swojego piękna dla naszego piękna.

Obok niej rośnie zachłannie, w błyszczącej rankiem zielonej szacie pnąca hortensja, która zawłaszcza coraz większą połać ceglanego muru i powoli i konsekwentnie wspina się już w kierunku drugiej kondygnacji. Już kilka tygodni temu utworzyła baldachy z pąkami kwietnymi, ale przyszło jej konsekwentnie czekać aż zima opuści Beskidy. Póki co wczoraj jeszcze padał śnieg, a dzisiejszym rankiem trawnik w ogrodzie i dachy były pokryte grubą warstwą iskrzącego w słońcu szronu. Kiedy już baldachy z drobinami zielonymi wielkości ziarenek maku przeistoczą się w białą kwietność setek kwiatów, to dom otuli muzyka bzyczących pszczół i trzmieli i ta melodia pozostanie z nami całe lato, no i to piękno pomponów hortensji, które wyzwolą w nas każdego dnia oceany zachwytu i galaktyki radości, wypowiemy im setki, może tysiące słów oczarowania, po wielokroć dotkniemy dłońmi, pokłonimy się skinieniem powiek. Potrzebują nas jak my potrzebujemy ich. Nasze istnienia przenikają się, stając się niesamowitą jednią.

Na krańcu południowo wschodnim domu wił się chmiel i już prawie na dach zawędrował niczym koty lub samotny skrzypek żydowski, wygrywający dramat ludzkości jakim jest diaspora - rozproszenie w poszukiwaniu krainy Eldorado. Szkoda, że tylko jednostki wybierają wiatr... Chmiel nie przetrwał ultra mroźnej zimy. Ścięliśmy go i będzie idealnym materiałem na rozpałkę. W splątanych lianach znaleźliśmy gniazdo ptasie. Poważnie obawiamy się, że jego domownicy padli ofiarami tutejszych kotów, bo stanęli na drodze ich wędrówek do naszej sypialni, gdzie latem się mościły jak u siebie, nim całego procederu nie odkryliśmy i zrobiliśmy z kotami drastyczny porządek, po procedurze którego bardzo bardzo szerokim łukiem omijają wejścia do naszego domu. Samo pnącze chmielu odbija od korzeni kilkunastoma pędami i z każdym dniem będzie się okręcać wyżej dookoła kabla wiodącego je ponownie na wysokości, tak jak to chmiel lubi, a lubi, bo możemy go też spotkać w lasach, gdzie pnie się po wszystkich możliwych drzewach, tworząc wraz z nimi sekwencje nieprawdopodobnego piękna flory.

Z okien zielonego pokoju przez cały rok na mieszkańców ulicy Ogrodowej idących do pracy, chodzących na spacery ze swoimi dziećmi i wnukami, idącymi po zakupy do sklepów, przez cały rok spoglądają przeróżne barwy płatków kwitnących orchidei. Teraz to dwa odcienie różu i biel, którym towarzyszy złotość ich serc.

Robię trzy kroki od chmielu po przy południowej ścianie domu i tutaj trafiam na kolejne dwie pnące róże o kwiatach różowych i czerwonych. Też ich pnącza nie wytrzymały arktycznej zimy i ściąłem je kilka dni temu, ale oczywiście odbijają od dolnej części kilkoma pędami, a więc będą żyły nadal i ponownie postarają się odbudować w całość piękną dla pięknem żyjących.

Odwracam się i cofam o te dwa trzy kroki i spoglądam w południowo - wschodni róg ogrodu, w którym dominują dwa świerki srebrne, pod którymi pełzają rośliny naskalne, a zwłaszcza barwinek, którego filetowe kwiaty towarzyszą nam już wiele tygodni. Zimna wiosna sprawia, że nie tylko barwinek kwitnie długo, ale pozostałe kwiaty też. Gałęzie świerka wysuniętego bardziej w kierunku zachodnim coraz mocniej splatają się z gałęziami wielkiego krzewu tawuły wiosennej, który w tych akurat dniach jest w pełni swojego kwitnienia i jej gałęzie wielką rozetą rozkładające się na wszystkie strony świata pokryte są tysiącami malutkich białych kwiatów. Całość jest jak symbol marzeń o świecie ludzi, żeby to był krzew gorejący jasnością intencji, czystością zamierzeń i żeby ludzie błyszczeli w uczciwości, wzajemnym sobie pomaganiu oraz codziennym dążeniem do szukania wszelkiego piękna i obdarowywania się nim - bez zysku i chciwości.

Tawuła zaś zdaje się tonąć w kwiecistych ramionach magnolii. Magnolia jest jednym z najwyrazistszych i najcudowniejszych w swoim pięknie ambasadorów wiosny, a zwłaszcza maja. Od czasu przewspaniałego filmu "Stalowe Magnolie" jest też symbolem kobiecości, która w wizji jego twórców powinna dawać światu piękno, delikatność i siłę do przezwyciężania prób losu, ale nigdy nie powinna być wulgarna, zachłanna, władcza. Kobiecość to ogień ogniska przy którym ludzkość się grzeje, z którego czerpie mądrość i siłę do dobroci, który rozpala płomienie kolejnych istnień w miłości, serdeczności, dalekowzroczności i tej chęci nie pozostawania w miejscu - czynienia życia stale nurtem płynącej rzeki, która nigdy nie kończy swojego biegu.

Po dywanie z opadłych różowych kwiatów magnolii stąpam dalej południową radością naszego ogrodu do kolejnej tawuły, która wypuściła już tysiące oczek, którymi za jakiś czas spojrzy bordowymi spojrzeniami, zapalającymi w nas kolejne watry codziennego ognia życia w serdecznej komitywie z naturą, z ziemią i z kosmosem, a nawet z miejscowymi kotami.

Znowu kilka kroków po perlistej trawie, perłami wysadzanej czyli kroplami szronu, który przeszedł w rosę i przyglądam się bardzo późno wypuszczającej jakiekolwiek pąki róży chińskiej i cieszę się bardzo, bo jednak przeżyła wielkie mrozy i wytryśnie różowością swoich kwiatów niczym modne teraz podświetlane fontanny. Uczestniczę dzisiaj w dobrym słonecznym dniu, kolorowym od wszelkich kwiatów, muzycznym od radości głoszonej przez ptaki, zielonym od perlistych traw i świerków i daj Boże szczęśliwym od dobrych i potrzebnych czynów człowieka człowiekowi.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!