14.09.2014r.
W ubiegłą sobotę Ciocia Zosia postanowiła przejść się opłotkami jednej z pod namysłowskich wsi i też potem skręcić w pola. Było słonecznie i prawie upalnie. Miło było patrzeć na różnego rodzaju pnącza, które wiją się po płotach, jak wisterie, miliny, bluszcze czy powoje, które kwitły sobie na biało, niebiesko, fioletowo, różowo, rudo i pomarańczowo, a i ich liście już zaczynają zmieniać odcienie zieleni i wkrótce przejdą w żółć(ale nie teściowej), pomarańcz, róże, brązy, beże i czerwienie. Opłotki wiejskie są pełne akacji, lip i wierzb, które tu sobie swobodnie rosną i przybierają najróżniejsze kształty, które ujmują i ściskają za gardło, a pod nimi rosną sobie orzechy włoskie, które akurat owocują tak, że orzechy ich opadają na trawę i pod niższe piętro gęstej owocowej flory, którą stanowią leszczyny, których owoce już też są ciemnobrązowe i gremialnie leżą sobie już pod gałęziami śliw damach, a więc jeszcze kolejny rodzynek w tym bogactwie wiejskich opłotków. Damachy posadzili pewnie Niemcy i ich kolejne pokolenia odradzają się, idąc sobie wzdłuż wiejskiej drogi i opłotków i racząc wędrowca słodziuchnymi śliwami, których jest tak dużo , że gnące się pod ich ciężarem gałęzie przypominają pnącza winogron pokryte kiściami wina. Posileni i nasyceni słodkościami idziemy dalej, by zakosztować kolejnego cudownego zestawu natury Śląska, a więc na pierwszym tle jest trzymetrowej wysokości, bardzo rozłożysta dzika róża, której różowo-czerwone owoce tak lśnią w świetle popołudniowego, późno letniego słońca, namiętnie ciepłego słońca. Nad różą górują kiście czarnego bzu, powieszone na pięciometrowych krzewach, a ich liście już straciły całkowicie moc swojej zieleni, szarzejąc i rzednąc. Ustąpiły miejsca i podkreśliły wartość tego co najważniejsze czyli swoim owocom. Nad czarnym bzem ogromny grzyb orzecha włoskiego, a nad orzechem bardzo wysoka akacja. Te zestawy natura zmienia nam co kilkanaście metrów, dorzucając wierzby lub lipy hen tam wysoko, a nad ziemią oferuje jeżyny, maliny, a jeszcze między nimi nawłocie, bylice, pokrzywy, wszystko już pełne nasion na koronach i lekko przyschłe. Znowu pojawiają się gęstwiny złożone z damach i leszczyny, znowu Ciocia Zosia je słodycz i zbiera orzeszki. Droga skręca do drogi głównej i cały czas te grona damach, już wyschłych nieraz, naturalnie zasuszonych, to ci dopiero proces chemiczny przyrody, który zaklął je w susz , który będzie cudem Bożonarodzeniowym! Tohte Sophii skręca w prawo, w pola, poprzez polną ścieżkę. Z lewej strony ma kukurydzę, której kolby już zaczynają wyglądać z zielonych otoczek i szczerzyć swoje żółte zęby, w najczulszym, najgenialniejszym uśmiechu MATKI ZIEMI, która mówi do Cioci: - Widzisz jakam genialna! Smatri grażdanka co potrafię namalować! Uwidi szto umiem wyrzeźbić! Zrozum -ja jestem najlepszą koronczarką! Miedza już nie ma kwiatów maków, rumianów i bławatków, ale syci Ciocie kwitnącymi ostami, które tak naprawdę to sycą pszczoły, trzmiele, inne błonkówki oraz naprawdę liczne i kolorowe motyle. Tak motyle uwielbiają kwiaty ostów, Ciocia Zosia przypomina sobie dzieciństwo, kiedy ostów było mnóstwo w leśnych polanach i motyli było więcej, dużo więcej niż tiepier. Większość namiedzowych ostów jest już przekwitła i świeci siwiznami nasion, które wiatr roznosi po całej równinie. Jest za to mnóstwo kwiatów krwawnika i skądś i tu dotarły nawłocie, które świecą żółtymi kępkami. Wszystko to daje jedyny w swoim rodzaju zapach Dolnego Śląska, który leczy jestestwo z wszech obecnego złodziejstwa i cwaniactwa. Rozmarzona Ciocia Zosia trafia na szkielet sorka, którego idealnie obgryzły lisy - tak to przypomina się Matka Ziemia: - Uważaj na mnie, żyjąc na mych plecach i z mojej krwawicy od bandytyzmu, ciemnoty i durnoctwa nie uciekniesz, bom z chaosu zbudowana, a więc wszystko tu na mnie jest możliwe, nie smuć się i walcz z chamstwem, nie przystawaj z chamem, gburem i raszplą. Rusza dalej. Znowu nawłocie, osty gotowe do fruwania i żółte kępy traw, wysokich traw, o zapachu siana. Tak dochodzi do skrzyżowania polnych dróg, a przy nim znowu niby łan damach gąszcz oraz trójkąt, na który składają się orzech włoski, bez czarny i lipa, i tak sobie żyją na wiarę, na zrozumienie potrzeb, podziwiając ptasie trele od wiosny po późną jesień, zmieniające się ręką Matki Natury pejzaże: wiosenny, letni, jesienny i zimowy, same będąc ich ważnymi elementami. Zaciekawiona idzie wgłąb pól , bo cóż tam za drzewa rosną w środku ścierniska? To dwie rozłożyste czereśnie, które już porzuciły swoje rude liście prawie w całości. Tak te stare poniemieckie pola, drogi polne, one są pełne drzew owocowych, które tak dosładzają śpiewy ptasie i kolory pól. Taki spacer jest ozdrowieńczy dla poczucia piękna i wiary w sens tego świata. Wraca Ciocia Zosia z reklamówkami owoców i orzechów do sadu pewnego znajomego, a tam jeszcze nacieszy się smakami gruszy klapsy, czy jabłoni Mc Intosch oraz węgierki. Dojrzewają już zimowe odmiany grusz i jabłoni, w tym legendarne konferencje i szare renety, a na ścianach stodoły zwisa setki kiści różowego winogrona, starczy ich do przymrozków! Wsi spokojna...
Zachwyt Cioci spisał Jonatan Fyrfl.
Autor