Osho wcale nie był najgorszym, co New Age miał do zaoferowania. Nie ma wątpliwości co do tego, że w ostatecznym rozrachunku w trakcie swojej działalności skrzywdził wielu ludzi, ale nie był zwykłym wariatem ani oszustem. Osho zrobił na mnie wrażenie człowieka o wielkiej przenikliwości, mającego dużo do powiedzenia, ale stopniowo coraz bardziej upajającego się potęgą swej roli, i to do tego stopnia, że w końcu oszalał. Kiedy przez całe dnie wciągasz podtlenek azotu, domagasz się fellatio co czterdzieści pięć minut, produkujesz święte podarki z kawałków własnych obciętych paznokci i kupujesz kolejne rolls-royce’y, wypadałoby się zastanowić, czy aby lekko nie zboczyłeś z drogi ku wyzwoleniu.