Nie pamiętam dokładnie jak to było z tym cytatem, ale był on na końcu książki kiedy on wraca do ukochanej (nie pamiętam czy mówię prawdę bo naprawdę dawno to czytałem) i okazuje się, że jej nie ma, że już tam nie mieszka czy coś i odchodząc wymawia te słowa jakby w pustkę czy może do samego siebie.. Ten cytat idzie za mną odkąd go przeczytałem i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się go powiedzieć i to szczerze..
Syzyfowe pracy były okrutną męczarnią, gdy musiałam je czytać, ale ten cytat, jak i fragment, gdzie pod koniec grupa Polaków czyta polskie wiersze, wynagrodził mi cały trud przeczytania książki.
A kto z mężczyzn byłby w stanie złożyć dziś taką przysięgę ?