w strugach tęczy, wszystkich kolorów świata
w mrugnięciach chmur na niebie się przeplata
w barwach pachnących porannym ziewnięciem
ubrana cieniutko, jego męskim objęciem
siedziała cichutko, zapatrzona przed siebie
jak chmury szepczą coś, na błękitnym niebie
i jak słońce coś śpiewa, po cichu mruczy
i jego serce, nad uchem jej huczy.
nie chciała nic mówić, nie chciała płakać
tylko z jego dłońmi, swoje wciąż splatać
trzymał ją mocno, aż noc ciemna nadeszła
aż chmura ze słońcem w parze odeszła
wysłali im księżyc, na granat nieba
niech lśni i pachnie, tego im trzeba
i gwiazdy biegną jedna za drugą
aż się wysypią, największą deszczu strugą
nie ma nikogo, w ich malowanym świecie
bo droga wciąż zaklęta jest w sekrecie
od wieków są sami, tylko dla siebie
patrzą, jak życie tli się na błękitnym niebie
słońce powraca, z dalekiej podróży
i chmura wciąż wiernie, u boku mu służy
szepczą do siebie coś niezrozumiałego
dla ucha ludzkiego, zupełnie nieznanego
oni wciąż siedzą, tak blisko siebie
nie mają niczego, prócz tych gwiazd na niebie
prócz słońca promieni
prócz chmur błękitnych cieni
czekają na jutro, co słońce im ześle
czasem na sofie, czasem w drewnianym krześle
patrzą, jak świat mieni się kolorowo
i wierzą, że jutro będzie piękniejszy, na nowo