A może zapyt...
nie zapytał
nie powiedział
nie spojrzał
nie zauważył
odliczała
dzień po dniu
godzina po godzinie
minuta po minucie
sekunda...
tyle czasu potrzebowała by stwierdzić.
stwierdzić że chce
chce kochać
kochać ideę
ideę nie zrealizowaną
zrealizowaną za późno
późno było wtedy kiedy płakała
płakała z niczego
niczego nie powiedziała

Ze skrajności do skrajności
Podniosłość do upadłości
Jeden biegnie drugi pełza
Jeden lata drugi grzęźnie
Ten jest ładny, ten paskudy
Ten zaradny a ten żmudny
Tamten skacze się kołota
Zaraz obok spokój, cnota
Ona zakochana biegnie,
On w apatii plecie brednie
Albo duży albo mały
Gdy szkaradny - doskonały
Tam szalony Don Alfonso
W zbroi z liści stoi wzniosło
Tam opanowany Sancho
Niczym farmer na swym ranczo
Co tu wybrać? co tu wskazać?
Taki żywot - sama skaza
Ludzie żyją satyrami
W swych małościach olbrzymami
Każdy szuka, wszędzie puka
Każdy los swój chce oszukać
Zapominasz ty, człowieku
O harmonii w tym pośpiechu
A ja wolę tak pomiędzy
Ani biec i ani grzęznąć
Ani skakać ni zapadać
Ani w skrajność tak popadać
No bo w drodze o to chodzi
By nie biegać tylko chodzić
By gdy błysk-mat być satyną
To do szczęścia jest futryną
By kamieniem nie obrzucać
Ni pod nimi się ukrócać
Trzeba stąpać po nich twardo
Nie za szorstko, nie za gładko
A ja wolę jak Horacy
Bez pracy nie ma kołaczy
Nie chce żołądka upychać
Później zdychać, zrzędzić, prychać

Takie to dopiero życie
To jest najtrudniejsze bycie