Wybiegła na dwór, trzaskając drzwiami, które w odpowiedzi zaprotestowały przejmującym jękiem. Wiatr jak oszalały targał gałęzie drzew, niebo zalane granatem, zasnuło się burzowymi chmurami i co jakiś czas przecinały je jasne błyskawice. Deszcz lał się strugami i sprawił, że w ułamku sekundy jej letnia sukienka w czerwone matki, którą tak lubiła jej matka była zmoczona do suchej nitki. Miała ochotę zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Nigdy nawet nie przypuszczała, że istnieje tak przeogromny ból jaki teraz odczuwała. Po śmierci matki była otępiała, wciąż na lekach uspakających. Dopiero kilka dni temu odstawiła środki, które do tej pory utrzymywały ją przy życiu. Dziś świat i jakikolwiek rodzaj egzystencji wydawał się jej jeszcze bardziej pozbawiony sensu niż ostatnimi czasy. Pętla, która zawiązała się [...]