- Nie mogę tego znieść - wyszeptał, zaciskając mi palce na przedramieniu. - Nie mogę znieść tego, że ludzie potrafią mnie tak okropnie zawieść, nawet o tym nie wiedząc. Nie mogę znieść, kiedy burzą moje nadzieje i ideały, równocześnie będąc ich częścią.
Jeszcze wczoraj żyła, oddychała i pląsała tylko dla niego, a dzisiaj kocha już innego. Ja rozumiem, u ludzi tak czasem bywa, zmieniają się, wygasają, ale ona dodatkowo tłumaczyła się bezsensem tego uczucia. Tak powiedziała - że to było bez sensu. Mój Boże, jak musiała czuć, czym to uczucie mogło być według niej, skoro teraz tak bezdusznie je określa? Nie umiem tego pojąć.
Przez długi czas z nią byłem, po prostu byłem, często rozmawiałem, a najczęściej po prostu słuchałem. Napawała mnie wiarą, że są jeszcze ludzie, którzy potrafią kochać prawie tak mocno jak ja. I choć była dla mnie tylko koleżanką, a wiele z jej słów od pewnego czasu traktowałem z lekceważącym dystansem, to kiedy dowiedziałem się o tym, co się z nią stało, to poczułem, jakby umarła. Bo w końcu nieraz mówiła, że nie ma jej bez niego. A teraz okazuje się, że wierzyłem w to tylko ja...