Każdego faceta przeżywam tak samo. Jednego znam 3 lata, drugiego coś ok 2 lat,a trzeciego 1 dzień. Co najśmieszniejsze ten 1 dzień przykrył te wszystkie lata. Jego parę uśmiechów i słów skierowanych do mnie, sprawiło,że oszalałam. Znowu. Który to już raz...ale każdy jest inny. Każdy ma coś innego w sobie. Coś za czym moje serce jak i rozum tęskni. Ten ostatni pojawił się nagle. Podszedł i zwyczajnie zagadał. I tak rozmawialiśmy, aż w końcu powiedział,że już idzie. Na początku było mi to obojętne. Idziesz to idź...ale następnego dnia już mi go brakowało. On inaczej przytulał niż tych dwóch wcześniej poznanych. Inaczej całował moje zawstydzone policzki. Inaczej się do mnie uśmiechał i inaczej na mnie patrzył. "Inaczej", czyli tak, że aż chciało się więcej. Ale nie było. Nie było nic więcej, prócz przytulania,rozmawiania i cmokania moich policzków. Nie pozwoliłam. Wiedziałam,że jeden pocałunek w usta może sprawić,że będę czuła się źle. "Bardziej Źle" niż dotychczas.
Teraz widzę go na zdjęciu. "Uśmiechniętego".
Jednak,gdy zamknę oczy jego uśmiech skierowany do mnie jest inny. Lepszy...