Była kiedyś kobieta, która miała złego syna. Syn kradł, bił matkę i robił wszystko, by życie pokazało swe ponure oblicze. Matka bardzo go kochała. Wielokrotnie mówiła mu by się zmienił. W synu jednak narastała agresja i zło. Pewnej nocy zamordował on matkę, by wiecej nie słyszeć jej narzekań, gderania...... Ciało poćwiartował a serce włożył do starego bawełnianego worka i postanowił je zakopac daleko w lesie. W tym też celu szedł nocą ciemnym borem, a na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Nawet księżc tak jakby chciał sie zemścić i nie wyjrzał zza chmur. Zewsząd było słychać pohukiwanie sów. Syn chyba po raz pierwszy w życiu zaczął się bać. Sam nie wiedział co się dzieje, bo uczucia tego nie znał. Wtem potchnął się o korzeń i się przewrócił. Dotkliwie potłukł się i zaklął. Nagle wszystko ucichło......... Worek zadrżał a serce w nim będące rzekło:
- Synku! Nic ci sie nie stało? (...)