Bardzo powoli, drżąca ręka zaczęła podejmować pewne działania. Każda sekunda była niczym dzień. Każda myśl niczym osobne życie. Nie strudzenie patrzące oczy, błagające o litości. I pot. Mnóstwo potu na twarzy przerażanego, upadłego człowieka. Cichy oddech, który odmawiał modlitwę, i oczekiwanie. Niczym ułamek sekundy. Nie zwykły ciężar, którego nie można udźwignąć. A za raz po nim przerażająco głośny dźwięk zetknięcia się , kuli z ludzką głową. Po nim kolejne wystrzały. Dźwięk ciała padającego bezmyślnie. I fakt że znowu zabiłeś człowieka. Pistolet zaczyna ciążyć, a metal z którego jest wykonany staje się cieczą. Nogi ledwo dają się okiełznać, można nimi zaledwie powłóczyć i starać się by znowu nie upaść. Gorąca woda, padająca na skulone ciało, jest tylko stereotypem wymycia z siebie winy. Tak naprawdę uświadamiasz sobie dopiero ze zabiłaś człowieka.
Świat po kilku godzinach powraca do normy. A ręce nie pachną już krwią.
Kolejny szary człowiek, godzący się na chora religie, nowego boga, Bóg który okazał się człowiekiem, religia która zniszczyła odwieczny katolicyzm. Państwo które zawładnęło światem.
Ludzie godzący się na brak zdania, na szarości i brak wolności słowa. Tylko śmiercią mogę ich wyzwolić.
Przeciwstawiam się światu....
Walczę o innych.
Dźwięk pooranego hymnu nowego państwa, wybudza mnie z snu. Znowu trzeba wstać, i ubrać się w szary uniform, zlewając się z szara codziennością. Czas zakończyć marzenia o odwadze i możliwości wyboru.