*** Niemoc z ogromną siłą wyciska ze mnie wszystką chęć do życia starannie obezwładnia o poranku prawą i lewą nogę wstawania i wbija pazernie swe szpony w bezsens mojego trwania
a ja tak pokornie ubezwłasnowolniona pozwalam jej dociskać się do ziemi i z twarzą w prochu spalonych mostów donikąd coraz bardziej zlewam się z nimi
zamknięta w klatce samotności zdeformowałam się ostatecznie do nicości
pierwsze zmarniały skrzydła zbyt długo nie wzbijały się ponad codzienność nie szybowały wśród marzeń ostatnim przełamanym piórem spiszę moje memento
w chwil kilka później zdrętwiał mi kręgosłup moralny tak trudno wyobrazić sobie że poza klatką istnieje świat a w nim dobro i zło a nie tylko samotność i krótkie chwile gdy przechodzień pogłaszcze mnie swoim cieniem
jeszcze mam nogi lecz już tak bardzo zmartwiałe że nie potrafią iść obok kogoś podskoczyć z radości nadążyć za biegiem życia stanąć samodzielnie
i jeszcze mam dłonie choć czucie z nich uchodzi opuszkami zanikają linie papilarne tak bardzo staję się nikim trzymam w garści ostatnie pióro i piszę kroplami łez błaganie o pomoc
ale czy gdy ktoś w końcu uwolni mnie z klatki będę umiała odnaleźć swój kształt? czy odważę się wyjść na chwiejnych nogach w nieznane? czy moja dłoń nadal będzie pasować do uścisku?
poza klatką samotności wielki piękny świat lecz tu w ciszy bez formy i z rozmytym konturem taki spokój... i do snu ukołysze mnie znów samotny wiatr