Leżę w trawie, wokół bracia mniejsi ochoczo grzechoczą grzechotkami. Podglądam jesień, co pod zgniłozielonym, fermentującym w słońcu płaszczem ma piersi, jedne małe i twarde jak orzechy, przygryzam je. Inne jak dynie, ociężale kołyszą się, bim bam bom! Żywa trumna, cóż za wdzięczny wynalazek, uczcić to należy salwą gromkiego śmiechu!