Chodząc dzisiaj po bezdrożach i ścieżkach małej Wenecji - naprawdę uwielbiam to miasto, ma w sobie nieodparty urok. Kraków jest inny. Gęsty. Trochę chaotyczny. A tu... czuję, jakbym była uczestnikiem, a nie tylko obserwatorem - natrafiliśmy z eŁ. na samochód. Samochód jak samochód. Nie wzbudził we mnie żadnego zainteresowania. Nawet nie pamiętam marki. Na babski rozum: był biały, miejscami rdzawy, żadna staroć rocznikowa, nad którą koneser strzelałby achy i ochy, i z pewnością chodził jak stary gruchot. Bo tak też wyglądał. Takich aut jest tysiące. Ale kartka - dodam - czerwona, przyklejona do szyby od zewnętrznej strony, powaliła nas na łopatki. - Kupię ten samochód. Nr tel: 502 *** *** - głosił napis. I jak tu się po prostu nie uśmiechnąć?