Arena
Oślepieni bezmiarem słonecznego amfiteatru
wpatrzeni w posiniałe trybuny nieba
ogłuszeni wrzawą ryczącego wiatru
na życia arenie bój nam stoczyć trzeba.
Dziejów publika w swoim wyuzdaniu
coraz to nowej makabry tu czeka
patrząc ze wzgardą jak na poczekaniu
czas czyści arenę z trupów człowieka.
Jeszcze nie teraz, jeszcze trochę czasu
nim krwią przelaną nasze ciała spłyną
i nim krwawa arena w tumulcie hałasu
zamieni naszą przyszłość w dawno już minioną.
Teraz walczą inni w grozie umierania
wyszczerbione miecze krzyżują rozpaczy
bezbronnie osłaniając się tarczą czekania
atak i obrona nic tutaj nie znaczy.
Śmierć, gladiator bieglejszy w sztuce zabijania
niezwyciężony tłuszczy dziejów ulubieniec
co nieprzerwanie od igrzysk zarania
dzierży okrutnych zwycięstw wieniec.
Daremnie nam czekać łaski u Cezara
co z wyżyn świata widzi widowisko
wznieść kciuk ku górze Jemu się nie zdarza
choćby zwycięstwo było bardzo blisko.
Jedyne co zostało, to paść dumnie w boju
by tłuszcza dziejów jęknęła z zachwytu
"Morituri te salutant!" krzyknąć w krwawym znoju
i gardząc łaską Cezara powstać do niebytu.