No i na pewno masz sporo racji, lecz tak jak już wspomniałem należę do grona idealistów (raczej jestem już upadającym..), stąd właśnie chociażby to łączenie miłości z zatraceniem, o którym wspomniałaś. Ciężko mi jednak wyjaśnić co kierowało mną przy tworzeniu tej myśli. To raczej była spowodowane tym, że w ostatnim czasie nieźle się na tej miłości zawiodłem.
A widzisz: "Jednak jak się jest kochanym i gotowym dla tej miłości poświecić wszystko, to według mnie mimo tego o czym wspomniałaś, można być szczęśliwym."
To już wówczas nie jest miłość według mnie. To zatracenie. A miłość powinna opierać się także na wyrozumiałości. Myślę, że chodziło Ci troszkę o coś innego, jednak ja będę się czepiać w sprawach wyższej wagi, tak się wyrażę.
Tak, jest się szczęśliwym, ale chodzi mi o to, że cała miłośc nie może być określona jednym wspólnym dla wszystkich towarzyszących jej emocji, zmian i wahań wyrazem jakim jest szczęście, co po krótce wyjaśniłam.
Widzisz, ja w sporej części jestem idealistą. Mimo swojego młodego wieku mam już pewne doświadczenia. Doskonale zdaję sobie sprawę, że smutek i cierpienie są wpisane w miłość, lecz wspólne przeżywanie takich chwil, wzajemnie wspieranie się, pozwala w końcowym efekcie dostarczyć sporo radości. W końcu wszystko ma swoje wady i zalety. Jednak jak się jest kochanym i gotowym dla tej miłości poświecić wszystko, to według mnie mimo tego o czym wspomniałaś, można być szczęśliwym.
Wybacz, że może nieco niezrozumiale to wyjaśniłem, ale dla mnie miłość to temat rzeka i ciężko mi w kilku zdaniach opisać swe poglądy ;)
Masz dobre myśli, ale d tej w sumie powracam; czekałam aż trochę się nazbiera, dalej nie będąc przekonaną.
Według mnie miłość i szczęście samo w sobie się wyklucza biorąc pod uwagę definicję szczęścia, bo miłość to choćby zaprzeczenie smutku, a smutek jest także i częścią miłości; albo taka zazdrość, późniejsze cierpienie. Miłość to łańcuch współzależności i przeciwności także. Jasne, że miłość przynosi szczęście, ale nie pokusiłabym się o taką myśl, a może jej po prostu nie rozumiem. Ciekawi mnie więc Twój sposób widzenia:-)