Tia, pamiętam to Twoje powiedzonko jeszcze z wykładów..hehe..;)) płynę życiem z prądem, niezależnie od jego natężenia, i cóż, nie znalazłem antidotum na jego kopniaki ..;))
Sami zważcie, że kiedy przeżywamy bolesne doświadczenie, trudno nam je przerwać.Z czasem jednak możemy się z niego śmiać.Jak w kinie. To, co czyni doświadczenie radosnym lub bolesnym, to EMOCJE, którym dajemy prawo pierwszeństwa, gdy rzecz się dzieje.Kiedy przestajemy łączyć się emocjonalnie z jakąś sytuacją, albo osobą, cierpienie znika.Im bardziej zaś uzależniamy naszą sferę wewnętrzną od zewnętrznej, tym bardziej cierpimy. Cierpienie zdradza zależność pola świadomości, cierpimy, ponieważ nie chcemy być doświadczani.Poszerzając owo pole, akceptując to, co się pojawia z życiu, bez oporu mówiąc życiu TAK, przestajemy cierpieć. To trudne wyzwanie. A i na to jest sposób ;)
Jednakże powiedzenie czemuś TAK, nie oznacza jednocześnie rezygnacji z prawdziwego istnienia. Powiedzenie czemuś TAK, to zaufanie życiu.
Beato, bliskość również potrafi bywać cierpieniem ;) Bogdanie , Jacku, masochistów nie wzięłam pod uwagę ;)