Nawet w największym cierpieniu można dostrzec najpiękniejsze odruchy miłości… wystarczy tylko spojrzeć na ludzi, którzy potrafią trwać do końca, pod czyimś krzyżem.
Tak praca przy chorych uczy bezinteresownego cierpienia , o ile nie jest ona tylko wyrachowaniem przeliczonym na dany czas pracy zgadzam się w stu procentach .. ale w momencie kiedy się nad nią rozwodzimy przestaje być bezinteresowną moim zdaniem .. i tutaj jest haczyk pogrzebany niestety ... jeżeli idziemy do hospicjum aby zdobyć punkty dla siebie nigdy nie będziemy bezinteresowni tak na prawdę , ludzie w hospicjach bowiem potrzebują intymności nie uogólnień bynajmniej ;) Miłego dzionka ;)
Zbyt często ludzie cierpią i umierają w samotności i o takie trwanie chodzi... bez podtekstów religijnych... bo trwać to inaczej kochać, nie oczekując niczego w zamian... nawet raju ( jeśli ktoś wierzy ). Jestem przeciwnikiem symboli, nazw, ponieważ nie chcę się koncentrować na rzeczach bo rzeczy często przysłaniają miłość, przyjaźń, braterstwo... Gdy pracowałem w hospicjum spostrzegłem, że ludzie wcale nie oczekiwali obietnic, cudownych uzdrowień ani nadziei, oni oczekiwali człowieka, dotyku dłoni... bali się samotności bardziej niż śmierci... Dziękuję wszystkim, którzy zatrzymali się chwilę przy moim tekście... jak wszystkie niedoskonałym...
Pod czyimś to bardzo łatwo ''trwać'' choćby słowami sugestii , niczym w słynnej telewizji . o bliźniaczej nazwie . gorzej pod swoim wytrwać bez chwili zwątpienia ;) Myśl niezwykle podchwytliwie manipuluje odbiorcą , w moim odczuciu Pozdrawiam ;)