Lubię tak siąść czasem na skraju przepaści. Podyndać nogami nad wielką otchłanią. Spojrzeć w dół ze swym lękiem wysokości i zaśmiać się z losu, że znów nie udało mu się mnie zepchnąć, że nie zachwiałam się, a z uśmiechem na twarzy walczę o życie, bawię się, marzę, tańczę, czuję i kocham. I nawet gdy siła jego wyższa od mojej, nie poddaję się i robiąc mu figle, wygrywam. Tak po prostu. Bo za dużo warte są me wspomnienia, za dużo już mam by stracić.