gdzie się spieszą dni moje?
dni niepoznane tylko przeżyte
są jak mgła, nie wiem kiedy znikają, nie mogę ich złapać
są niczym dym niesforny
chciałabym zwolnić...
siłę nabrać by oddychać, siłę, by nabrać w płuca
świeżego powietrza i uśmiechnąć się
po prostu
skąd się wzięła ta marność?
marność dnia każdego, słowa, gestu?
ten nieistotny dla świata chaos zbity z dwóch desek
dźwigam na plecach
i na drodze trwogi towarzyszką mą Samotność
upadam, nie wstaję, wstaję, upadam
rozglądam się za czyimś wzrokiem, dłonią pomocną
Samotność jest ze mną, lecz ucieka wzrokiem
ulepione marzenia wykręcają wam szyje
głowy w przeciwną stronę, cholerni utopiści
tak podła duszo, żyjesz póki marzysz
lecz w końcu zgubisz się między rzeczywistością a jawą
ludzie w maskach cuchną obojętnością
marionetki zeszmacone przez fantasmagorie
mogę pociągać za ich sznury, obelżywie patrząc
i tak mnie nie widzą, i tak mnie nie znają
pisząc te słowa pół życia już mi minęło
a jednak ułamek sekundy względem wieczności
ten nastrój zmywa sens z wszystkiego
barwi absurdalną szarością
tak wiele ludzi, a tak mało człowieka
*
czasowy nihilizm egzystencjalny?
chyba już całkiem zwariowałam
to przez zbyt empatyczny stosunek do pustych ludzi