Wśród cieni śmierci, w mgłach upadku
Zacinających szponach zimy...
W gruzach zniszczonych mieczem zamków
Bez ni najmniejszej światła krztyny...
Skrzydlaty krzyk o oczach krwawych
Niesiony kradnącym światło ostrzem
Wśród marnych oporów, niemrawych
Przed tą ciemnością nikt nie ostrzegł...
I w szczęku mieczy tonie myśl
Zabrane życie w kraj ciemności
Krwawą runą prędko kreśl
Symbole męstwa i podłości
W ostatniej bitwie dwóch kontrastów
Gdzie jednak walczą ich tysiące
W polu wyrwanych, martwych chwastów
Mijają płaczące miesiące...
Krzyczymy...! I teraz, teraz wraca światło!
I chmury tnie ten miecz promienny
Zło się nas zlękło, wrzasło, padło
W niebo niesie się ból niezmierny
I szczęk tych kling, walka ostatnia
Na stosie trupów rozkrzyczanych
Wspomaga Ciebie dusza bratnia
W dźwięk serc ogniami rozrywanych
Daj rękę mi, o proszę, daj!
Bo choćbym umrzeć miał sromotnie
Przeprawię Cię przez smutku kraj
I nie dam cierpieć Ci samotnie!
Nie tylko mnie po swojej stronie
W tej walce ciężkiej przecież masz
Choć losy ciężkie są jak słonie...
Sztandar zwycięstwa będzie NASZ!
Uśmiechnij się, bo przecież to
Twój uśmiech słońcem błyszczeć chce!
I on rozcina sobą zło
Jak króla elfów złoty miecz
Myśmy są czarownikami
O oczach jaśniejących śmiechem
Wspólni upiornymi trudami
I wywalczonym w cieniu grzechem!