Gdy w dzień wiosenny słońce swe promienie
grzebieniem czesząc, do snu się szykuje,
gdzieś wśród dąbrowy, w teatrze cieni,
dyrygent swoje orkiestry gotuje.
Kiedy ostatni promyk światła znika
i nic już ciszy samotnej nie rani,
w teatrze cieni budzi się muzyka...
to deszcz i wicher rozpoczyna granie.
Najpierw cichutko w trawach szemrzą krople,
niczym szept dziecka, co się wszystkim dziwi...
Szmer się podnosi, jak iskierki drobne
zmieniając barwę, głośniejszy, prawdziwy...
Tuż za nim, wodzie nieśmiało wtóruje wicher,
i nuty rozrzuca dokoła...
z ukrycia piękne swe flety wyjmuje...
świstem wspomina szybki lot sokoła.
Na dole, pośród tych dźwięków palety,
zaczyna koncert wodospad swym graniem.
Woda o głazy, niczym kastaniety,
uderza, cichnie, aż łkaniem zostanie...
I trzeszczą drzewa, dudni grom podniebny,
który z przestworzy przez olbrzymie chmury
przebija się, huczy...a już niepotrzebny-
nie umie znowu unieść się do góry.
Spada więc szybko, coraz bliżej ziemi,
łączy się z drzewem, aż słychać krzyk bólu...
i konar jęcząc leży wśród kamieni,
a wszystko szlocha i szumi jak w ulu...
I nagle-cisza- to słońca promienie
przerwały koncert w pół dźwięku strasznego...
wtargnęły nagle do teatru cieni
i obudziły solistę ptasiego...
Gwiazda skrzydlata, swoim pięknym trelem
wita świt nowy wschodzący nad światem.I mimo,że jest wiatru przyjacielem,
głos jego pachnie pięknej róży kwiatem.
Solowa aria mknie przez pola, góry...
słychać ją w lasach, w pniu drzewa każdego...
I tylko szkoda,że koncert natury
nie miał wśród ludzi słuchacza żadnego...
http://www.youtube.com/watch?v=yGIKYialB24