Nie, nie umiera. Zostaje na dnie serca, chociaż człowiek potrafi się jej wyprzeć. I nie miłości wina, że bywa niedoceniona, poniewierana ze zwykłych, małych przyczyn, ludzkich słabości i niespełnionych oczekiwań. I ja tak właśnie odchodzę.
Dopóki na swojej drodze nie spotka...nowej ;)) bo wcześniej czy później... życie, które nie znosi próżni może bardzo nas zaskoczyć...swoją przewrotnością.... przede wszystkim. Wczoraj łzy dziś...uśmiech, którego wszystkim z całego serca życzę ;)