Szukam w życiu czegoś co w końcu mnie ruszy, pobudzi do działania.
Mam pieniądze, swój kąt, wspaniałą dziewczynę, jestem zdrowy .
Ale nie mogę się pozbierać, znaleźć coś co w końcu pomoże mi żyć,
wprowadzam ciągłe zmiany, bo mam wrażenie jak by mi miała głowa eksplodować,
jak bym za chwile miał przegrać życie.
Mówię do siebie - Poradzę sobie, wytrzymam w takim stanie rzeczy. - ale przytłacza mnie to wszystko, chęć życia jest tak silna że nie pozwala mi przegrać, wyciąga mnie z przepaści.
I znów wygrałem, lecz im więcej wygrywam tym bardziej się pogrążam w monotoni,
tonę tragicznie w łyżce własnych łez.
Zostaję tylko ja, bul i poczucie nicości, przyciągające myśli o sensie i wartości żywota, który krwawi i ginie jak cisza w mgle.