znikasz jakby cie w ogóle nie było z pierwszym słońca promieniem cicho nawet drzwi nie skrzypnęły podmuchem wiatru zamknięte
ktoś śpiewa kolędę za okruchami chwil zamarłych na zdjęciach świąt radosnych czerwienią płatków śniegu straconych na zawsze bezwzględnością losu chichotu ofiary zielonych oczu zamkniętych na wieki
zgrabiałymi rękoma ścieram śnieg z płyty twego domu ktoś szepcze mi do ucha jej już tu nie ma inne wykute w kamieniu imię i prowadzi minie nucąc kolędę