Zjeść siebie pałaszując Oblizując kości I zostawić resztki żując Sytych obłaskawić kłamstwem Kiedyś było pewnie Teraz Potok słów zepsuty Lepiej czerpać z warg przyjaciół Słuchać póty Może prawdę kłów krytyki Sprzedać miłość za srebrniki Po co wierzyć w ust pewności Kiedy usta pewność gryzą Wypluwając to co uszy Słyszeć pragną wciąż niezmiennie Stanąć zbędnie Stanąć nagle bardziej Stanąć niebywale prosto Nie ulegle Choć utrzymać Równolegle Pion miar ustalonych Mocno, myśli wyważonych Jeśli wiara w innych zemrze Śmierć poniesie nawet cisza Ta jedyna, samoistna Ta co w kołdrę paznokciami Wbija I łagodny i brutalny I ten słodki oraz gęsty Od cierpkości wyobraźni Sen uległy albo kręty Dalej Oszukujmy się łaskawie Ekstazami choć niedbale Przedstawienie pod tytułem: Jestem trwały Wciąż spełnienia poszukuję
Krzywiznami pachnie prawda Prawda dusi się od dawna Zatem krzyk swój niemo zdejmę I na migi stąd odejdę...