Zasmucam dębów aleje swoim bezmiarem goryczy Bez nadziei patrzę w ognisty cierniowy liść Bezsprzecznie słońce rozgrzewa dziś myśli diabła Uświadomiłem sobie że nie pragnę nieba Nawet nie mam potrzeby liźnięcia jego stóp Może jednak coś się wylęgnie Tak jakaś iskra się tli Alei jest dużo i z tak wielu drzew Ale jeszcze więcej demonów Jeszcze nie nazwanego A i te zapomniane ale oswojone się zleciały One tylko przyczajone były Czasem w snach Czasem w marzeniach Czuję je na krańcach włosów W zaciszu uszów marzą By zdemolować duszę Zmienić ją w cierpkość dnia po dniu Wiatr hula a jednak tam są bezpieczne Ścięcie włosów nic nie da Tak to czas zombi Kim i po co jestem Gdy z boku popatrzysz zda ci się Iżem prorok w raju