poranione pięści bezradnie wsparte o dno roztrzaskane nadzieje leżą zakrwawione u podnóża wypiętrzonych tragicznych skał
marzenia obdarte bezlitośnie ze skrzydeł słuchają upiornego chichotu zła
życia los zagubiony pośród minionych pożółkłych kalendarza kart i kolejna cyfra traconego dnia kolejny skrawek papieru wydarty z krzykiem spada jak uschnięty liść
cicho już serce już dość... gdyż usta gotowe wciąż są by szeptać z błaganiem o wierność przysięgom raz danym a duch niepokorny choć oniemiały wciąż wierzy, że waleczność przez mękę tą zaprowadzi zaginione istnienie do szczęścia i chwały...
Najwyższy czas, by uściskać Was i podziękować za słowa, a przede wszystkim za obecność. Yestem Twoje ślady w moich stronach zaznaczasz wierni, choć nie lubisz smutku :) lecz bywają takie dni i nic na to nie można poradzić...
Kati Bardzo cenna jest Twoja obecność i cierpliwość, by w końcu można było się spotkać pod Twoim lub moim tekstem. Dziękuję, że jesteś.
Karolina Wiernie czytamy swoje utwory i bardzo Cię przepraszam, że pod Twoimi brakuje mojej opinii. wiedz jednak, że nasze odczucia są podobne i to bardzo. Dziękuję za Twoje ślady.