Zakrywam słońce palcami Leżąc na pustej podłodze Tętni miasto światłami Otwieram , zamykam , wychodzę Uderza mnie ciepły podmuch W odblaskach strzelistych cieni Zapalam , to taki odruch … Ulica ludźmi się mieni Oddech tej magii łapię W szybach od świateł bijących . Na bruku wymytym z utrapień Szukam mych myśli rwących . Wpadam na przestrzał ulicy Wejście pierwsze po lewej Tu bezimienni dłużnicy Z czego się cieszą nikt nie wie . Przemierzam salę od baru W dymu , muzyki chmurze Mam dzisiaj parę dolarów Chyba zostanę na dłużej Chwyta mnie ktoś za rękę Co tam , w końcu to młodość Do juta jest trochę czasu Na małą , wielką znajomość Zostawmy swoje imiona , Ty nie chcesz poznać mojego Pytaj ‘gdzie’ nieznajoma , Lecz nie pytaj ‘dlaczego’ . Zniknęła jak w oka mgnieniu Choć byliśmy tu godzin parę W tym lekko drżącym wspomnieniu Brnę z powrotem przez salę Żegnam ‘bez imion’ przyjaciół Ktoś coś rzucił po drodze A może tylko zaśmiał ? Otwieram , zamykam , wychodzę .