wystarczyło oczy przymknąć na moment, odwrócić głowę lub strząsnąć niewidoczny pył - i nie stało się nic.
ale wyciągnąłeś dłoń, której brakowało do pary, pociętą tysiącem linii w nieznane. dziwną dłoń, silną i delikatną zarazem, taką która lekko popycha i podtrzymuje przed upadkiem. jakbyś chciał w niej zatrzymać czas na wszystko jedno i za wszystkich razem wynagradzać.
mogłam tylko przejść
a tak - stoję jak wryta literuję każde słowo zbieram się w stada dzikich gęsi by odpłynąć pchana siłą wiatru jak żagle tak samo niecierpliwa i podatna na jego śpiew.
przecież nie łapiesz za rękaw i wzrokiem nie porażasz - a jednak twój widok nie pozwala.