Wiruję delikatnym zmysłem, unosząc się ponad błękitnym niebem jak nieuchwytna mgła rozpływam się w niecierpliwych dłoniach czasu, na chwilę znikam, by jutro znowu pojawić się nieskazitelnym szeptem, który czule pieścił letni wiatr
tańczę na strunach drżących pragnień i płynę jak obłok, słowem, emocją, aż niebo dla nas purpurą rozbłyśnie
złożona z twoich ust zostawiam ci kochany subtelny zapach nieoswojonej kobiecości, która jutro pragnieniem zbudzi cię o świcie jak ostatni oddech w chwili zwątpienia, bo kiedy dzień zamienia się w noc
Ten wers OM to czysty...szyfr, i tylko On go rozumie :)) a komentarze i całą resztę jak zawsze zostawiamy dla...bajkopisarzy :))) Norbercie, a Ty tak się nie uśmiechaj...bo jeszcze pomyślę, że...rozumiesz :)))
Miło Cię czytać Basiu...i ja dziękuję, że nadal jesteś :)) Mam urwanie głowy w pracy, ale staram się...zaglądać...;))) tylko tyle mogę, jak przyjdzie zima...pewnie zagoszczę tu częściej ;))) Pobieżnie czytam Twoje dzienniki, zbyt pobieżnie, by się odnieść sensowną opinią ...dlatego na mój komentarz jeszcze musisz...poczekać ;)))))
jakby nie było...pisz...;))) i życzę wszystkiego co najpiękniejsze...bo to piękno, kiedyś do każdego z nas...spełnieniem musi przyjść :)
Mirku, mam nadzieję, że warto było czekać...ognistego świtu ;)))) Galien, to jedyny wers, jaki w tym wierszu uznaję za...prawidłowy :)) wyczytałaś mnie...idealnie łobuziaku jeden ;)))
Majko, Starlight, Regino, Joanno, Elu...dziękuję za wasze przychylne opinie, za poświęcony czas i nie ukrywam, że Waszą obecnością jestem...miło zaskoczona :)) dziękuję również za wszystkie zeszyty...