Wiesz tak naprawdę nie lubię krwi Tak naprawdę pragnę też ciepłych słów Po prawdzie też nie lubię złośliwości Wolę gdy delikatnie słowem wskażesz drogę Te gesty i słowa pogardy nie są potrzebne mi Ty jednak mówisz że tobie i bardzo owszem Ten zimny pot z lęku-tez go nie potrzebuję Wolę tę więź gdy telepatycznie bratają sie duszę Lecz ty już wolisz i masz ten wyraz twarzy Który poucza nakazuje i wzgardza Drżę na samą myśl a tak jest co dzień Jeszcze raz proszę pójdź ze mną I wyrzuć to z siebie w wiatr Ciemnego swojstwa emanacje hardość bezegzaltację Szyderstwo którego poligonem moje jestestwo Laleczką woodoo ja dla twoich kpin Ostatecznie jakby mięsień serca skupia wszystko i boli Twardo działasz by to serce wyrwać duszy I kamień tam podłożyć Zabić wrażliwego a obcego sobie we mnie Dla ciebie scerowanego stworzyć Na obraz Dulskich i hydr ciemnogrodu Bym nie czuł swojego i wszechpolskiego smrodu Wsłuchaj się w moją wypowiedź Mą wrażliwością chcę cię we współodczuwanie powieść I tak mówimy w obok Ja słowami bedę tęsknił I czynem nie odejdę Bom jak pies wierny i kochający Ty Bazyliszki puszczasz z oczu Napinasz i zaciskasz pięści Dalej kpisz wyzywasz poniżasz To typowe dla naszego pokolenia