Wieszam wiersze na krawędzi Przesłuchaniem przyprawione Jest przemocy bowiem autor Chciałbym wiedzieć który zabił Moją wenę najczerwieńszą
Najdzielniejszą z kobiet...
Odgaduję co już powiedziano A jednak dopiero z ust wychodzi
W ciasnej cegle trwałego muru Wrosła róż rozszarpana wiatrem W dłoni pękło kilka zmarszczek Między palce płynie krwi wodopój Rozmasować języka ścieralnością O mur oprzeć, kwiat napoić Mówię tylko gdy deszcz struny Niczym w melancholię grywa
Nie ma w nikim już budować Słów wzmocnienia wznosić stalą
W tej nieletniej porze Zmienić czas w dojrzały owoc Patrzę zrównany niedoskonałością Zdymisjonowany smutkiem końca...
Można o rezygnacji napisać opuchłe tomy. Tylko myślę sobie po co. Ani z nią się przyjaźnić, ani obić jej paszczękę. Może coś zamiast, kryje się w zanadrzu i drży z niecierpliwości, by użyć.
Dużo słów, dużo inwersji. Za dużo. Ale ja tylko przechodziłam. Pozdro :)