Wciąż mam przed oczyma te dwa świecidełka, które lśniły jak w mroku nadziei światełka, te dwa brylanty, kryształy, diamenty, na wiarę w szczęście me dwa argumenty.
To w nich ujrzałem spełnienie swych marzeń, koniec rozterek, początek radosnych wrażeń, te dwa bursztyny zebrane na morza brzegu, były mą metą na trasie do szczęścia biegu.
Nie zapomnę ich pewnie do dnia mojej śmierci, choć dziś ich blask dziurę w sercu mi wierci, gdyż teraz dostrzegam w nich zła atrybuty, które zmuszają mnie do wiecznej pokuty.
Dawniej na mej twarzy zwykły uśmiech malować, przywracać optymizm i smutek w kąt chować, lecz jakiś czas temu ich magia osłabła, dziś widzę w nich tylko dwa krzywe zwierciadła...