W buzi Acodin i inne shity. Na szyi srebrny sznur. A w ręce trzyma łańcuch złoty. On kocha, tak mówią – bestialscy jak nikt i nic. I woła, wciąż woła ‘Do licha. Gdzie jest mój nóż..?’. Ja stoję i patrzę. ‘Co robić?’ nasuwa się myśl. On biega i krzyczy. Strach blisko mnie jest. ‘Twój nóż. Znalazłam.’ – podaję mu już. Bierze, nie patrzy i wpycha go w siebie. Nie czuje, bo krwawi – tak jest, nadzieje… Po chwili uciekam. On widzi i słyszy. ‘Dlaczego?’ – wciąż krzyczy. ‘Bo Kocham Cię…’ – tak złączyłam nadzieje…