Tak wiele przemierzyłam już dróg, które kiedyś, na kartach życia zapisał mi los, nigdy nie pytał o zgodę, tylko w nieznane przed siebie, ciągle mnie wiódł...
Czasami jak Syzyf wspinałam się pod górę, a trud nadaremnym był i szary dzień nie przynosił odpowiedzi, na kolanach więc zbierałam rozsypane perły kryształowych łez.
Bolero tańczył smutek z radością, szarpał strunami bezdźwięcznych dni odchodziłam ciszą od siebie, wierząc, że kiedyś pozbieram pogubione dni.
W Warkocze czasu zaplata mnie życie, prowadzi aleją zielonych wzgórz, tam na ich szczycie spełniam marzenia, misternie ułożone, ikebaną z czerwonych róż.
Tak wiele jeszcze świtów przede mną, w śród których niejeden nastanie zmierzch, z pokorą uniosę darowane mi szczęście, bólowi, z szacunkiem pokłonie się do stóp...
" uparcie i wcale nie skrycie, kocham cię, moje ty... życie "
Dziękuję za zrozumienie tekstu i za Wasze serdeczne opinnie :)
Edyto, nie ma nic piękniejszego jak wspólny taniec....na parkiecie...życia w odpowiednich ramionach :)) a i po paluszkach pozwólmy czasami sobie podeptać, byle w tym samym ...rytmie...serc :)))
Popieram! Walcz o swity. Walcz o własne ścieżki, te z maslakami w sosninie młodej i marynuj i czekaj, aż się odnajdę z ta flaszka bimbru i te maslaki, na ścieżkach Twojego losu, własnego losu, będa zagryzka dla chwili , pieknej chwili, na czesc polskiej niezależnej chemioterapi i twórczości zaklętej w regionalizmach!