Tak świadomie żyli w matni, Chcąc dojrzeć, promień szczęścia ostatni, To zrządzenie losu, zagłada chaosu, Bóg pozwala dojść mi do głosu. Wygłoszę me słowa i kilka słów świętych, Zaczniemy od nowa wzajemnie się wielbić, Ubóstwiać w zamęcie, odmęcie, otchłani, W namiętnym opętaniu. Czy bluźnię w tej chwili, rzekłam coś złego? - Nie dziecko, miłość to coś wspaniałego, A Ty „Miłuj bliźniego jak siebie samego”. Dałem Ci serce, jedno jedyne. Dostałaś je nie bez powodu, Chciałem by miłość w żyły w tłoczyło, Napełniło cnotliwością uroków. Ono, tak – ono ma wiele racji, Możliwości interpretacji I miłości, tak dziwnej i różnej, I uwielbienia swego ego w próżni. Byt już stworzyłem, serce wtłoczyłem, Nic więcej mi nie zostało. Nie chcę już słyszeć modłów i łkania, Że dałem Ci za mało.