Tak rzeczywiście tak jest Że kiedy wychodzę do lasu Nad twą malowniczą rynną To zaczynam odczuwać Bezgraniczną nieskrepowaną I dziecięco czystą radość.
Całym moim ciałem Od najtajemniejszego wnetrza Po krańce skóry i włosów na niej Targają dreszcze które Wytrzepują ze mnie lęki Przywiązania trujące bluszcze więzów Blokad i niemocy wszelkiej codziennej
Jeszcze jest tak ze mną Że niesamowitą ekstazą jest mi Tafla jeziora I baraszkujące po niej podmuchy wiatrów Które układają grzywy jej fal Niczym zaczarowany mistrz fryzjerski Te zaś długo nie pozwolą się prosić Promieniom słońca i zaczyna się ich taniec W takt muzyki ze stale rodzących się Nut ptasich kompozytorów Którzy są jednocześnie najgenialniejszą orkiestrą świata Do której podłącza się chór Z zaschniętych liści trzcin i buków Prowadzony niewidzialną batutą wiatru
Co wtedy czuję Ano przenika mnie coś niewytłumaczalnego Niepoznawalnego i nienazwanego Ale jest szczęściem radością Wesołością wibracją pełnią ekscytacją Bliskością uśmiechem Lekkością tańcem Bogiem jestem Wszystkim jestem Dobrem perfekcyjnym dobrem
Potem zamykam oczy Królem jestem w swoim jestestwie Na razie tylko część jego Jest czystością z bieli Resztę niby nijaka szarość wypełnia Lecz z niej to niczym roje meteorów Wyłaniają się ognie białych gwiazd I wędrują we mnie srebrzą mnie Szarość ustępuje igrcom srebrnych poświat Srebro gwiazd rozpala się w złoto Kul wewnętrznego światła Już jestem jasnością ciepłem Z jądrem ziemi jednością O niewyczerpanej energii potencjałem MIŁOŚCI A teraz wyobraź sobie wszech kosmiczny Wędrowco po wszech czasie Co dzieje się we mnie wewnątrz I na zewnątrz gdy patrzę W twoje chętne i otwarte serce Ależ dajesz mi jakość!