Szara codzienność – bez Twego słowa. Chyba nie jestem na to gotowa... Zasłaniam oczy, by łzy nie kapały, Wiążę bandażem supełek mały. Popatrz na dłonie – Tyś ich natchnieniem, Ty ich problemem, ich niespełnieniem... Kochałam Cię szczerze – Ty coś mi dał? Byłeś mi obcy, wciąż tylko brał. Bez tozsamości biegnę tą drogą. Nazwali ja życiem – powinni trwogą. Anioł zagłady – to imię moje. Umieram zawsze... Zawsze za dwoje. Już taki mój los, przykro to stwierdzić... Trzeba mnie będzie szybko uśmiercić...