Stoimy Na dwóch krańcach mostu Mamy serca zdarte do krwi I nikły uśmiech na ustach Czekamy Pod nie swoim niebem Wyobcowani do szpiku kości W obawie przed potknięciem
Myśli sparaliżowane nadzieją Wypełniają opustoszałe wnętrze Na próżno w mroku szukać wytchnienia Gdy świat odwraca się plecami
Zatrzaśnięte powieki Nie zrozumiałe zdania Zasznurowane usta W kajdanach ręce