Stado saren na wpół z rogami, chłodne norweskie kolory. Zieleń przeszywa mech, liście chłód przeszywa serce. Słychać wołanie zza drzewa, strach w oczach chodzącej delikatności. Kobiece rysy, wykończone kroplą usta spłoszyły się stadem razem Zeschły wrzos szeleścił, obok galop leśnych koni Gdy siadałeś obok mnie, milczałeś policzek dotykał rozgrzanych dłoni. Zamknęłam oczy, stanęły w miejscu sarny, czas, strach gdzie mech i liście. Oddech miłością przeszyty na wskroś chłodne już tylko norweskie kolory.