schyliłem się po swoje niezadowolenie u stóp namysłu zadośćuczynienia znalazłem kromkę codziennej goryczy i chwile co w swym szepcie proszą się spełnienia
z ironią w sercu ukułem się w sedno by dotrzeć wnet do drogi samo egzaltacji być albo wyć wypełnia świat we mnie jak siedem dziwnych zbiegów prostej sytuacji
coraz mniej w moich żyłach stosunku do życia kieruję się do celu boso na paluszkach trwogi puste odwroty myśli od momentu chwili tulą moją ciekawość w dziwny sen ubogi
pytanie które formą przenosi myślenie chowa się w nicość słowa dziwnej konstelacji może nie jestem prawdziwym człowiekiem tylko wytworem ludzkiej biurokracji